Atten,
4. dzień 9. miesiąca 424. roku Ery Paktu
Kennis niemal dostała zawału, gdy usłyszała pod oknem cichy
gwizd. Jakiś czas temu uchyliła okno, gdyż było jej zbyt duszno. Pilnujący jej
żołnierze nie zwrócili na to większej uwagi, bowiem z powodu krat i tak nie
mogłaby im uciec.
Zrobiła głęboki wdech, po czym podeszła do parapetu. Wiedziała,
że zobaczy kogoś z ruchu oporu, bowiem gwizdnięcie, które chwilę wcześniej
usłyszała, było takim, jakim posługiwało się podziemie.
Wyjrzała na zewnątrz na tyle, na ile pozwalały jej kraty.
- Maks? - wyrzekła ze zdumieniem, widząc znajomego
dziewiętnastoletniego chłopaka o rudoblond włosach i zielonych oczach pełnych
psiego oddania. - Co ty tu robisz? Uciekaj, zanim cię zabiją!
Serce niemal wyskoczyło jej z piersi. Nigdy nie zauważyła, by
patrolowano okolice pod jej oknem, niemniej obawiała się, że coś się mogło zmienić,
a nawet jeśli nie, żołnierze zza drzwi mogliby przecież coś usłyszeć. Zresztą w
każdej chwili mogli do niej wpaść z niezapowiedzianą jak zwykle kontrolą.
- Musiałem panienkę zobaczyć. - Maks miał na szczęście tyle
oleju w głowie, by szeptać, a nie mówić normalnym tonem. - Czy mogę coś dla
panienki zrobić? Cokolwiek? - zapytał szybko, najwyraźniej świadom, że nie może
zabawić w tym miejscu zbyt długo.
- Gdybyś mógł dowiedzieć się, jak miewa się moja rodzina… -
Choć sekundę wcześniej zamierzała go wygonić (nie chciała mieć na sumieniu i
jego), ta prośba sama wyszła z jej ust. Wszak większość myśli poświęcała
bliskim.
- Wiedziałem, że panienka o to spyta. U nich wszystko dobrze,
choć naturalnie bardzo martwią się o panienkę. - Przemilczał fakt, że siostra
została porwana, bo wiedział, że Kennis musi mieć tego świadomość. Nie chciał
jej dodatkowo dołować. - To jak, co mogę dla panienki zrobić?
- Po prostu… Od czasu do czasu zaglądaj do moich bliskich i
sprawdzaj, czy u nich wszystko w porządku, dobrze? - poprosiła.
- Oczywiście.
- Dziękuję, Maks. A teraz zmykaj, szybko!
- Proszę się trzymać i być dzielną.
- Będę.
- Wiem, że to nie ma znaczenia, ale… kocham panienkę. Całym
sercem.
- Wiem, Maks. Wiem. Ja też cię kocham - odparła, uśmiechając
się łagodnie. - No już, uciekaj!
Skinął głową, po czym niesamowicie cicho, ale jednocześnie
szybko zaczął się oddalać. Szczerze mówiąc, Kennis nie miała pojęcia, że ten
chłopak potrafi poruszać się tak prędko i bezgłośnie. Miał do tego talent. A że
był do tego niewysoki i raczej niczym się niewyróżniający, z łatwością wtapiał
się w tłum. Pewnie między innymi dlatego mieli z niego pożytek w ruchu oporu.
Odetchnęła z ulgą, gdy straciła go z oczu. Zdążyła usiąść z
powrotem na łóżku i wyrównać oddech, gdy Armanie wpadli do niej z kontrolą.
Zmierzyli ją spojrzeniem od stóp do głów, omietli wzrokiem pomieszczenie, po
czym wyszli.
Kennis przymknęła na chwilę oczy. Bogom niech będą dzięki,
wszystko w porządku. Nie przyłapali Maksa i najwyraźniej nie zauważyli w jej zachowaniu
niczego niezwykłego.
Odwiedziny Maksa podniosły ją na duchu. Był tak niewinnym,
poczciwym chłopakiem. I jak wielkie musiał mieć serce, jak wiele odwagi, skoro
ją tu odwiedził. Była mu niewymownie wdzięczna - i za wizytę, i za te
szczątkowe informacje o jej rodzinie. Podejrzewała, że jej siostra znajduje się
w ciężkiej sytuacji, ale za to dowiedziała się, że reszta jakoś sobie radzi. No
i jeszcze ta platoniczna miłość Maksa… W jakiś sposób jej schlebiała. Dobrze
było być kochanym przez kogoś o czystym sercu. Uśmiechnęła się lekko.
Oczywiście jej odpowiedź, jakoby też go kochała, była nieprawdą - i oboje
doskonale o tym wiedzieli - ale uznała, że to idealne słowa na pożegnanie.
Bo przecież tym właśnie były. Pożegnaniem.
*
Salgarien, 5. dzień 9. miesiąca
424. roku Ery Paktu
Przez trzy dni Silya nie musiała samodzielnie szukać klienta,
co okropnie ją cieszyło, bo nadal nie doszła do siebie po pierwszym razie.
Ridryk był co prawda delikatny i niemal miły, właściwie
zachowywał się jak swego rodzaju dżentelmen, ale to nie zmieniało faktu, że
„zaliczał każdą po kolei” i był na tyle stary, że spokojnie mógłby być jej
ojcem. Okropnie ją to brzydziło. Wzdrygała się na samą myśl o tym.
Za drugim razem, pierwszego dnia dziewiątego miesiąca, nawet
nie zastanawiała się nad klientem, tak zaaferowana była wizytą Shina i rozmową
z nim. Dobrze, że Ilyari nie przyszła wtedy do Wspólnej Sali. Strasznie bolał
ją żołądek, więc została na górze. Na szczęście, bo gdyby uczestniczyła w
spotkaniu z Shinem, Silya nie byłaby w stanie tak szczerze z nim porozmawiać. A
na próby zapewniania przez Shina Iri, że Yuki to dobry facet, Ilyari chyba
zabiłaby go wzrokiem. Albo po prostu wstałaby i wyszła. Cóż, w każdym razie
zrobiłaby coś nieuprzejmego, co na swój sposób było w sumie ciekawe, skoro jako
wychowanka pani matki była idealnie grzeczną i ułożoną dziewczyną. Oj, wiele
się zmieniło.
Dzisiaj jednak, nie mając większego wyboru, wraz z Iri znów
przeszła do Wspólnej Sali. Jak zwykle roiło się w niej od biesiadujących
mężczyzn, bacznie rozglądających się wokoło w poszukiwaniu wybranki na obecny
wieczór. Niektóre z dziewcząt siedziały we własnym gronie i rozmawiały, inne
chichotały, obserwując panów i zalotnie machając rzęsami, jeszcze inne bez
oporów same podchodziły do potencjalnych klientów i zabawiały ich rozmową bądź
podrywały.
Silya i Ilyari usiadły przy bodaj jedynym wolnym stoliku. Iri
miała to szczęście, że nie musiała w żaden sposób ubiegać się o klientów, jako
że normę wyrabiał jej Yuki. Nie żeby jakoś szczególnie to doceniała, musiała
jednak przyznać, że cała ta jego wyłączność na nią miała ten jeden plus. No
dobrze, znalazłoby się ich więcej, ale nie chciała go gloryfikować.
Sil, czerwona na twarzy, bała się na kogokolwiek patrzeć. Nawet
na siostrę, która ponownie uparła się przyleźć tu za nią, choć przecież nie
mogła jej w żaden sposób pomóc. Ba, właściwie nawet przeszkadzała, ale Silya
nie miała serca jej tego powiedzieć. Choć czuła się dodatkowo skrępowana z
powodu jej obecności, zaciskała zęby i milczała.
Wręcz czuła na sobie spojrzenia nieznajomych mężczyzn, którym w
głowie było tylko jedno. Targały nią sprzeczne emocje. Z jednej strony tak
bardzo się wstydziła i bała za każdym razem, gdy przychodziło co do czego i
zdecydowanie nie lubiła swojej pracy, z drugiej, codziennie bała się, że nikt
jej nie zechce, przez co wpadnie w kłopoty, w rezultacie których Armanie zrobią
z nią coś strasznego. Ze zgrozą przyłapywała się na tym, że już woli usługiwać
Dameyczykom, kimkolwiek oni są, niż podpaść jakimkolwiek Armanom. Żałosne...
Przekładała strach nad szacunek do samej siebie...
Od czasu do czasu któryś z panów zagadywał Silyę, która wręcz
emanowała słodyczą i niewinnością. Jej policzki wciąż zdobiły rumieńce, nic
więc dziwnego, że byli tacy, którzy zwracali na nią uwagę, natomiast Ilyari,
wiecznie ponurą, raczej omijano szerokim łukiem.
Sil zauważyła, że jeden z mężczyzn, który niedawno od niej
odszedł, rozmawia z urzędnikiem, wiedziała więc, że zaraz przyjdzie po nią, by
zabrać ją na górę. Westchnęła cichutko, po części z rezygnacji, po części ze
smutku, a po trosze również z ulgi. Ilyari, z brodą opartą na prawej dłoni,
wpatrywała się w Silyę z obojętnym wyrazem twarzy. Nie to, że nie było jej żal
przyjaciółki, po prostu znajdowała się w takim stanie psychicznym, w którym rozpamiętywała
wszystkie możliwe krzywdy i załamywała się nad własnym losem. Poza tym
dzisiejszy klient Silyi nie wydawał się szczególnie zły, więc trochę się
rozluźniła.
Wówczas niespodziewanie do ich stolika podszedł jakiś
podchmielony facet. Głośno oparł obie ręce na blacie i z dziwną złością w
oczach spojrzał na Ilyari.
- Te, dziewczynko, może by tak trochę entuzjazmu i wdzięku, co?
Jak się na ciebie patrzy, to się żyć odechciewa - mruknął. - Weź przykład z
koleżaneczki - dodał, znacząco zerkając na Silyę i posyłając jej lubieżny
uśmieszek. Ta natychmiast spurpurowiała. Powinna coś powiedzieć na obronę
siostry, ale nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa, tak bardzo była
zaskoczona i przestraszona.
- Nikt nie każe ci na mnie patrzeć, panie - odparła lodowatym
tonem Ilyari, mrużąc oczy. Ludzie z sąsiednich stolików przerwali rozmowy i
flirty, by przyjrzeć się temu, co będzie dalej.
- Nikt cię nie nauczył szacunku do starszych, mężczyzn i
klientów? - warknął mężczyzna. Iri nie spieszyła się z odpowiedzią. Odsunęła
krzesło, wstała powoli i, mimo uczucia zażenowania, które wypełniało jej
wnętrze, lecz było niewidoczne na zewnątrz, utkwiła pełne dumy i pogardy oczy w
nieznajomym.
- A pana nikt nie nauczył szacunku do kobiet? - zapytała
pozornie niewinnym tonem. To nawet nie była odwaga z jej strony, nie panowała
nad tym, co robi.
- Ty... - Mężczyzna chwycił Iri za przegub i przyciągnął ją do
siebie. - Idziemy. Pokażę ci, jak należy traktować swoich żywicieli.
Nie zdążyła nawet oświadczyć, że nic mu z tego nie wyjdzie,
jako że „jest kupiona na wyłączność” (gość najwyraźniej nie zauważył czarnej
opaski na jej drugim nadgarstku), bo została brutalnie pociągnięta za sobą.
Wówczas jednak jakiś inny klient zagrodził facetowi drogę.
- Nie radzę - powiedział cichym, ale nieznoszącym sprzeciwu
głosem. - To kochanka Księcia Salgarienu - oświadczył nieomal z czcią. Ilyari
uniosła brwi, zaraz jednak spłonęła niechcianym rumieńcem, gdy uświadomiła
sobie, że oto mężczyzna ten oznajmił publicznie, że jest „kochanką” - i to na
dodatek czyją. Poczuła, jak mocno bije jej serce. Nie była w stanie się
odezwać. Z tyłu Silya, wstawszy już jakiś czas temu, nieruchomo przyglądała się
scenie, również nie mogąc zareagować, jak gdyby coś ją od tego z całej siły
odwodziło.
Facet trzymający Iri zbladł jak na zawołanie. Mężczyzna, który
mu przerwał i uraczył taką niespodziewaną wiadomością, szepnął mu coś jeszcze
do ucha. Chojrak drgnął, po czym z przestrachem zwrócił twarz ku Ilyari.
Zauważywszy najpierw czarną bransoletkę, a potem fakt, że wciąż trzyma
dziewczynę za przegub dłoni - i to zdecydowanie zbyt mocno, na tyle, by
zostawić jej tam siniaki - szybko ją puścił. Iri bezwiednie złapała prawą
dłonią lewy nadgarstek i zaczęła lekko go pocierać. Bolało, ale póki co nie
zwracała na to większej uwagi.
- Błagam o wybaczenie, panienko! - wykrzyknął przerażony facet,
dosłownie padając Iri do stóp. Wyglądał niczym uniżony sługa, który w jakiś
sposób ubliżył co najmniej członkowi rodziny królewskiej. - Nie miałem pojęcia,
że panicz... Och, naprawdę przepraszam, proszę mi wybaczyć! Błagam, mogą mnie
państwo ukarać, ale proszę nie odbierać mi pracy, jestem jedynym żywicielem
rodziny...
- Nawet nie wiem, jak się pan nazywa... - wydukała Ilyari, z
konsternacją i jednocześnie ze wstrętem cofając się o pół kroku, by nie ocierać
się stopami o dłonie tego szalonego człowieka. Jak można było tak się poniżyć?
Żałosne. Najpierw zachowywał się jak prawdziwy idiota, a potem, usłyszawszy
tylko, że Yuki obdarza ją względami, padł jej do stóp.
- Hats, panienko - szepnął uniżenie.
O bogowie, czy on naprawdę był tak głupi? Gdyby się nie
przedstawił, nie spytałaby nikogo o jego miano i gość żyłby sobie dalej w
spokoju, a tak mogła go zniszczyć - przynajmniej teoretycznie, bo sprawa i tak
leżałaby przecież w gestii Yukiego.
- Nie zamierzam odbierać ci pracy, panie - rzekła szczerze.
Chciała, by ta farsa wreszcie dobiegła końca. Do licha, nie była przecież
Armanką, by ot tak sobie niszczyć innym życie i nie zniżyłaby się do poziomu
okupantów, wykorzystując swoją wątpliwą władzę nad tym człowiekiem. - Wiem, jak
jest ważna, szczególnie teraz - dodała. - Jednak jeśli nie zmienisz swojego
postępowania i nie nauczysz się szacunku do kobiet, nie ręczę za siebie. - Nie
mogła się powstrzymać, by tego nie powiedzieć, to było silniejsze od niej.
Jeśli dzięki kontaktom z Yukim zmusi choć jednego nic niewartego mężczyznę do
nawrócenia, będzie skłonna przyznać, że warto się czasem przemęczyć. Co prawda
podkoloryzowała trochę swoje możliwości, sama przecież nie mogła nic zrobić
temu facetowi, ale co z tego... Pragnęła tylko zapomnieć już o całym tym
zajściu. - Martwi mnie jeszcze jedno - przyznała nagle. Nie mogła tego pominąć,
za bardzo ją to uderzyło. - Powiedziałeś, panie, że masz rodzinę. Czy miałeś na
myśli żonę i dzieci?
Wyglądał na mniej więcej czterdzieści lat, więc ta opcja była
zdecydowanie bardziej prawdopodobna aniżeli ta zakładająca, że mieszkał z
rodzicami.
- Taak... - przyznał.
- Cóż więc robisz w takim przybytku, panie? - spytała z
pogardą, którą jednak nieświadomie skrywała. Mimo tego ton jej głosu zmroził
klęczącego przed nią mężczyznę.
Co prawda od niedawna w Dameyu zapanowały armańskie zasady,
więc faceci mogli brać sobie więcej żon niż tylko jedną, ale to przecież tylko
teoria, prawda? Dameyczycy nie powinni się na to zgadzać.
- Masz rację, panienko. Zmienię się, przyrzekam. Więcej mnie w
tej części Karczmy nie ujrzysz. Jestem dozgonnie wdzięczny, niech bogowie
wynagrodzą ci twą dobroć. Panicz poznał się na panience, prawda? Rozumiem... -
Ostatnie słowa wypowiadał bardziej do siebie niż do niej. - Jeszcze raz
przepraszam i uniżenie dziękuję - rzekł, a z jego głosu biły niemal dziecięca
szczerość i ulga.
Iri zauważyła, że dzieje się coś dziwnego. W pomieszczeniu
rozległy się odgłosy przesuwanych krzeseł. Po chwili co najmniej połowa
zebranych stała zwrócona twarzą do niej, po czym niemal jak na jakiś znak
pokłoniła się jej. Obecni Armanie oczywiście ani drgnęli, ale ich miny wyrażały
albo zdziwienie, albo skupienie, albo rozbawienie. Na szczęście jednak nie
zareagowali czynami.
Skonsternowana, Ilyari ze zgrozą rozglądała się dookoła. O
bogowie, co się tutaj działo?! Czuła się jak w jakimś dziwacznym śnie. Takie
rzeczy nie zdarzały się przecież w życiu normalnych, szarych ludzi!
Nie znosiła narażać się na spojrzenia innych osób. A coś
takiego nigdy nawet nie przeszło jej przez myśl. Ci ludzie powariowali... Co tu
się, do cholery, działo?! I jeszcze ci Armanie… Serce zabiło jej mocniej, gdy
wyobraziła sobie, że ukarzą ją surowo za to żałosne „przedstawienie”.
Nie mogąc już wytrzymać, przedarła się przez tłum, by uciec do
części pracowniczej.
- Iri! - Silya dogoniła ją i dopasowała tempo do pospiesznego
kroku Ilyari. - Co ci jest?
Ilyari zatrzymała się gwałtownie.
- Ty się jeszcze pytasz?! Co to właściwie było?! Zupełnie nie
rozumiem, co się tam stało. Oni... Oni się kłaniali! Zwariowali, nabijali się
ze mnie czy co?! - wyrzuciła z siebie niemal jednym tchem. Była czerwona na
twarzy, choć nie wiadomo, czy bardziej ze wstydu, czy ze złości.
Silya spuściła wzrok.
- Nie wiem, jak to wyglądało z twojej perspektywy, ale z boku
było niesamowicie. Ten mężczyzna uznał cię najwyraźniej za swoją przyszłą
„królową”. Był chyba przekonany, że skoro Yuki... cię lubi, to wystarczy, że
szepniesz mu słówko, a on zniszczy mu życie. Tymczasem ty, mimo że tak cię
potraktował, natychmiast mu wybaczyłaś i zapewniłaś, że nic mu się nie stanie.
Innym też to musiało zaimponować, ale wydaje mi się, że większość urzekło
raczej to wspomnienie o rodzinie. Właśnie ustawiłaś jedną zbłąkaną duszę do
pionu, Iri. Po czymś takim ten facet na pewno stanie się lepszym człowiekiem.
Ilyari prychnęła.
- Z pewnością - mruknęła. - To żałosny dupek, który myśli, że
wszystko mu wolno, dopóki ktoś nie utrze mu nosa. Zresztą błagam... Nie mam
żadnego wpływu na Yukiego. Jestem tylko jego zabawką, „kochanką” - niemal
wypluła te słowa - a nie wybranką serca. Nie jestem też potworem, który
zniszczyłby życie takiemu śmieciowi tylko dlatego, że powiedział mi kilka
przykrych słów.
Chcąc nie chcąc, Silya zaśmiała się w duchu. Gdyby ktoś
usłyszał ich rozmowę, prawdopodobnie z miejsca zmieniłby zdanie o Ilyari. Nie
dało się jednak ukryć, że była kochaną, pełną współczucia i empatii osóbką,
która jednak sądziła o sobie coś zupełnie innego. Prawda była jednak taka, że
tak dobrych ludzi ze świecą można szukać. Owszem, na pierwszy rzut oka wydawała
się niemiła czy wręcz wredna, ale przy bliższym poznaniu niesamowicie
zyskiwała. Tak przynajmniej było, jeśli mowa o rówieśnikach bądź części
mężczyzn. Dojrzali czy starsi ludzie z miejsca się w niej zakochiwali, bo z
natury była wobec nich pełna szacunku, grzeczna i pomocna. Sil przypomniała
sobie, jak uwielbiały ją starsze osoby z ulicy, na której mieszkały. Ile to
razy pomagała im nosić zakupy czy wyrzucać śmieci? Ile to razy cierpliwie
wysłuchiwała ich nudnych wywodów na temat trudów życia, chorób czy wspomnień
czasów, które już dawno przeminęły z wiatrem?
- Masz rację, że temu całemu Hatsowi można wiele zarzucić -
przyznała wreszcie Silya - ale kto wie, może teraz naprawdę się zmieni? A co do
Yukiego, powinnaś wreszcie przestać tak o nim myśleć. Dobrze wiesz, że jest w
porządku i traktuje cię tak dobrze, jak tylko może.
Ilyari pominęła to milczeniem. Silya miała rację, ale nie
zamierzała tego przyznawać. Czuła się roztrzęsiona i zagubiona, wciąż nie
pojmowała, co wydarzyło się we Wspólnej Sali.
- Hej, a twój klient? - przypomniała sobie nagle. Sil
podskoczyła. Na śmierć zapomniała! Zestresowała się natychmiast. O bogowie, ot
tak sobie wybiegła, a przecież powinna teraz zabawiać tamtego mężczyznę... A
jeśli on pójdzie z tym do Arman? Będzie skończona... - No idź. Ja tu chwilę
posiedzę - mruknęła Ilyari.
Sil wymruczała jakieś przeprosiny, po czym czmychnęła. Iri
odetchnęła z ulgą, ciesząc się, że może pobyć przez chwilę sama. Musiała
przetrawić to, co się stało. Usiadła na najbliższych schodach. Nie wiedziała,
dokąd prowadzą. Właściwie nie miała pojęcia, gdzie jest, bowiem znała tylko
okolice tej części Karczmy, która była domem publicznym, a tę minęła już jakiś
czas temu. Tutaj właściwie nie powinno jej w ogóle być.
- Postawa godna naśladowania - usłyszała ledwie pół minuty
później czyjś głos. Uniosła wzrok i napotkała nim uśmiechającą się do niej Amę.
- Co ty tu robisz? - zapytała zdziwiona. Jak przez mgłę przypomniała
sobie, że Ama również przesiadywała we Wspólnej Sali, gdy wydarzył się cały ten
cyrk.
- Nie chciałam wam przeszkadzać - odpowiedziała tylko, mając
najpewniej na myśli rozmowę Iri z Silyą. Prawdopodobnie więc wszystko słyszała
i miała teraz Ilyari za dwulicową żmiję.
- Tak, wiem, jestem beznadziejna i kłamliwa - mruknęła Iri,
otaczając nogi ramionami i kładąc brodę na kolanach.
- Nie wygaduj bzdur. - Ama z gracją opadła na ten sam schodek
co Ilya. - Jesteś po prostu szczera. Nic dziwnego, że czujesz się
zdezorientowana. To było niesamowite. Nie miałam pojęcia, że pracownicy Amao i
Yukiego czują przed nimi aż taki respekt. Może ten Hats był jednym z tych,
których wyciągnęli z nędzy bądź którym ofiarowali nadzieję na nowe, lepsze
życie. - Ilyari ze zdumieniem odwróciła głowę w kierunku koleżanki. Pytająco
uniosła brwi. - Dla niewtajemniczonych może to wyglądać tak, że Król Salgarienu
i jego syn to po prostu bogacze, którzy robią to, na co mają w danej chwili
ochotę. Czują potrzebę zaimponowania światu, jacy to są wspaniałomyślni, więc
dają ludziom pracę lub łożą fortunę na jakiś cel dobroczynny. Mają taki kaprys,
więc zwalniają tych, których wcześniej przyjęli. I tak dalej. Prawda jest
jednak taka, że to po prostu ludzie o niezwykle czystych i pełnych empatii
sercach, którym naprawdę zależy na Salgarienie i jego mieszkańcach. Czy nie tak
samo jest z tobą? - Iri zamarła. - Bije od ciebie chęć zmian, ale nie czujesz
siły, by ich dokonać. Brakuje ci pewności siebie i gardzisz sobą za to, co tu
robisz, mimo iż wiesz, że nie miałaś innego wyjścia, jeśli chciałaś przeżyć. Na
początku wydawałaś się złośliwa, ale wystarczyło zobaczyć, jak patrzysz na
Silyę, by odkryć, co dzieje się w twoim sercu - wyznała z delikatnym uśmiechem.
Wyglądało na to, że święcie wierzy w każde wypowiadane przez siebie słowo. -
Wydaje mi się, że to przez tę pogardę, jaką do siebie żywisz, nie umiesz
docenić swoich dobrych uczynków i pozytywnych uczuć czy czynów ogółem.
- Skąd to wszystko wiesz? - spytała cicho Ilyari.
- Marzyło mi się zostać psychologiem - zaśmiała się Ama. -
Gdyby nie wojna, pewnie poszłabym na studia. „Koniec świata” zatrzymał mnie
jednak w Salgarienie, odebrał mi rodziców i dwóch starszych braci, a ja
zdecydowałam się zacząć tu pracować, by wyżywić młodszego. Na szczęście znalazł
dom zastępczy, niemniej jego przybranych rodziców nie stać na to, by utrzymywać
go ze swoich pieniędzy. Musiałam im pomagać, więc posyłałam im wszystko, co tu
zarabiałam. Nie wiem, jak radzą sobie teraz. Nie mogę się z nimi skontaktować, bo
nie wolno nam nawet opuścić „naszej” części Karczmy. - Wyglądała na porządnie
zmartwioną. Iri przepełniło współczucie, poczuła wręcz, że boli ją serce. Nie
miała pojęcia, w jak trudnej sytuacji znajdowała się koleżanka śpiąca niemal
naprzeciwko niej.
- Jak ma na imię twój brat? - spytała, nie zastanowiwszy się
uprzednio. - I jego przybrani rodzice?
Przez chwilę Ama wyglądała na zaskoczoną, zaraz jednak jej
twarz rozjaśniła się w uśmiechu zrozumienia.
- Killi. Ma jedenaście lat. A tamci państwo to Malina i Esrem.
Ilya skinęła głową na znak, że zapamiętała owe miana.
- Dziękuję. - Ama ujęła dłonie Iri w swoje, po czym lekko je
uścisnęła. Ilyari, porządnie zmieszana, skinęła tylko głową.
Ama odeszła chwilę później, a Iri zdała sobie sprawę z tego, że
teraz nie ma innego wyboru, jak poprosić Yukiego o pomoc. Tylko, bogowie
drodzy, jak miała to zrobić? Ostatnio przyjęła postawę kobiety z lodu, po
prostu ignorowała Yu i to, co robił. Nie odzywała się do niego nawet słowem,
praktycznie na niego nie patrzyła, nie reagowała na jego słowa. Cóż, była po
prostu wredna, ale nie potrafiła inaczej. Gdyby nie zachowywała się w ten
sposób, zalewałaby się łzami za każdym razem, gdy go widziała. Z dwojga złego
wybrała to pierwsze.
Schowała twarz w dłonie i siedziała tak przez jakiś czas. Nagle
jednak podskoczyła jak oparzona. Bogowie, która godzina?! Chyba jeszcze nie
przyszedł, co? Zupełnie straciła poczucie czasu. Nie wiedziała, ile minut
spędziła we Wspólnej Sali, ile poza nią.
Pędem ruszyła do części należącej do domu publicznego.
Wstydziła się tego sama przed sobą, ale zwyczajnie się bała. Bała się, że
zasłuży na karę. Panicznie bała się bólu, a armańskie kary na pewno polegały na
biciu, prawda? O bogowie…
Dyszała, gdy wreszcie dotarła na górę po kręconych schodach, a
następnie pobiegła ku swojemu pokojowi.
Zamarła, widząc Yukiego przed drzwiami, opartego o ścianę i
najwyraźniej na nią czekającego. Poczuła, że serce ściska jej się ze strachu.
Wyglądała tak słodko, gdy wbiegła na korytarz. Włosy lekko jej
się rozwiały, najwyraźniej nie czesała się od rana i z luźnej kitki uwolniło
się kilka kosmyków w kolorze gorzkiej czekolady. Ledwo oddychała, a on nie mógł
powstrzymać się przed prześlizgnięciem się wzrokiem po jej szybko unoszącej się
i opadającej klatce piersiowej. Miała na sobie bordową sukienkę, a właściwie
bardziej halkę, bo ciężko było to nazwać czymś, co nosiło się samo, a nie jako
bieliznę. Pasował jej ten kolor. Hm, i chyba każdy inny. Albo on był po prostu
zaślepiony, nieważne.
Wyglądała na przerażoną, a on nie był na tyle naiwny, by
sądzić, że to z jego powodu, że była w tym stanie, ponieważ kazała mu czekać.
Obawiała się konsekwencji. Bała się, że Armanie ją za to ukażą. Ale on zdążył
już porozmawiać z wartującym na tym korytarzu żołnierzem, powiedział, że
wczoraj umówił się z Ilyari na nieco późniejszą godzinę, ale że wcześniej
skończył pracę, postanowił już wpaść. Nie miał żalu o to, że kazano mu trochę
poczekać, w końcu umowa była inna. Żołdak przyjął to wyjaśnienie.
Yuki wspominał ten wieczór z uśmiechem. Ilya się do niego
odezwała. Odezwała! Nie był pewien, z jakiego powodu, ale poprosiła go o
sprawdzenie czegoś. Chodziło o styuację, w jakiej znajdował się pewien mały
chłopiec i jego pan ojciec oraz pani matka. Obiecał, że jutro, najpóźniej
pojutrze opowie jej, jak sobie radzą.
Podziękowanie jakoś nie przeszło jej przez usta, ale skinęła
głową, nie wyglądając przy tym, jakby chciała go zamordować, a on uznał to za
poważny krok naprzód.
Teraz niemalże w podskokach wchodził do domu. Ciastek wparował
do holu z taką prędkością, że jak zwykle wpadł w poślizg na parkiecie, po czym
uderzył w ścianę przed sobą. Nigdy nie zwracał na to jednak uwagi, po prostu
szybko zmieniał kierunek i biegł do swego pana, radośnie merdając ogonem, po
czym kładł się na grzbiecie, piszcząc z prośbą o pieszczoty. Yu, dla odmiany w
dobrym nastroju, wytarmosił szczeniaka za wszystkie czasy. Ciastek odwdzięczył
się, wylizując mu całą twarz. Dopiero kiedy Yuki wstał z kucków, Ciastek wstał
i począł zataczać wokół niego szalone kręgi. Wówczas z jednego z pomieszczeń
wyszedł jeszcze Biszkopt. Poczciwe jedenastoletnie psisko nie miało już tyle
energii co jego synek, ale Yu pamiętał czasy, gdy sam był tak żywym szczenięciem
jak Ciastek. Jaki ojciec, taki syn!
Pogłaskał Biszkopta i podrapał go za uchem, po czym ruszył do
swej sypialni i tam padł na łóżko.
Przymknął oczy i wyobraził sobie Ilyari. Szkoda, że nie miała w
sobie tyle czułości co Ciastek… Zapragnął poczuć na skórze jej pocałunki. Głupi
marzyciel, przecież nie było na to szans… Ale kto mu zabroni używać wyobraźni?
Co prawda potem rzeczywistość wydawała się jeszcze podlejsza niż normalnie, ale
on po prostu nie potrafił się czasem powstrzymać. Sny z Iri w roli głównej też
mu jakoś nie pomagały w ogarnięciu uczuć i popędów. Uch, żałosny, mały
człowiek.
Usłyszał, że Ciastek piszczy pod drzwiami, domagając się
wpuszczenia go do środka. Yu wstał z pewną niechęcią, po czym wpuścił
szczeniaka oraz Biszkopta, który, jak się okazało, również zapragnął go
odwiedzić.
Cóż, miał przynajmniej swoje psy.
*
Salgarien, 6. dzień 9.
miesiąca 424. roku Ery Paktu
- Mogę się dowiedzieć, dlaczego co druga osoba na sali gapi się
w naszym kierunku? - szepnęła Ilyari przez zaciśnięte zęby. Udawała, że całą
uwagę skupia na owsiance, ale w istocie ledwo przełykała kolejne łyżki, kątem
oka spoglądając na resztę stołówki. Z jakiegoś powodu co rusz czuła na sobie
czyjeś spojrzenie. Nie mogła tego znieść, miała wrażenie, że zaraz coś ją trafi.
Dotychczas ona i Silya były raczej ignorowane, wszystkie dziewczyny trzymały
się z określonymi osobami i na resztę rzadko kiedy zwracały uwagę. Iri na
przykład do teraz nie znała imienia ani jednej dziewczyny spoza swojego pokoju,
Silya jedynie kilka. Pozostałe współlokatorki miały jakieś znajomości, ale też
niewiele. Każda kobieta trzymała się swojego grona, z którym jadała posiłki,
spała, rozmawiała i narzekała.
- To na pewno po wczorajszym - odszeptała Sil. Musiała
przyznać, że ją samą też to peszy. Miała świadomość, że wszyscy gapią się na
Iri (z powodu czego chcąc nie chcąc czuła się zazdrosna, choć to chore, bo sama
raczej nie lubiła być w centrum uwagi - może chodziło o to, że jak zawsze była
tylko nic nieznaczącym dodatkiem?), ale ona siedziała z nią jednak przy jednym
stole, więc i po niej prześlizgiwał się co chwilę czyjś wzrok.
- Idiotyzm - skwitowała Ilyari, z całej siły próbując skupić
się na jedzeniu. Niełatwo było to jednak zrobić, tym bardziej, że w tej chwili
do stołu za nią usiadło kilka dziewcząt, które natychmiast zaczęły plotkować.
- Naprawdę? Ona? - pytała jedna. Próbowała być cicho, ale co z
tego, skoro siedziała tak blisko Iri i Sil? Obie doskonale wszystko słyszały.
- Uhm. Nie widzisz czarnej opaski?
- Oj, Linea z pokoju obok też ma taką. To jeszcze nie znaczy,
że to ona.
- Mówię ci, że ona, widziałam przecież.
- Aż żałuję, że nie byłam wczoraj na dole.
- Ja też.
- Co Książę Salgarienu w niej właściwie widzi? Zna ją któraś?
Fala zaprzeczeń.
- Może podejdź i zagadaj, co, Lil?
- Jeśli to przyszła Królowa Salgarienu, to w sumie dobrze
byłoby się wokół niej zakręcić.
- Żałosne. Ja tam nie zamierzam jej nadskakiwać. Paniusi się
teraz wydaje, że jest pępkiem świata.
- Nie wydaje mi się. Tess mówiła, że wyglądała wczoraj na
okropnie speszoną. A Doma słyszała, że pochodzi z plebsu.
- To tylko plotki, nie wiadomo, kim i jaka ona właściwie jest.
- Otóż to! - Ilyari i Silya zdumiały się, słysząc nagle znajomy
głos. Sil podniosła głowę i ujrzała, że przy stole tych gaduł stoi Erri.
Podparła się pod boki i gromiła je spojrzeniem. - To tylko plotki, więc
łaskawie olejcie je i nie wściubiajcie nosa w nieswoje sprawy!
Dziewczyny zamilkły. Odtąd nie obgadywały już Ilyari.
- Dziękujemy - rzekła Silya, kiedy Erri się do nich dosiadła po
tym, jak odebrała zamówione wcześniej kanapki. Ilyari skinęła głową w podzięce.
Erri machnęła ręką.
- Nie ma za co. Wiecie, nie powinnyście przejmować się takim
gadaniem. Ono było, jest i zawsze będzie. Ale fakt faktem, niezłe
przedstawienie nam wczoraj zafundowałaś, Iri!
Ilyari jakoś sobie nie przypominała, by pozwoliła Erri na
tytułowanie jej skrótem imienia, ale postanowiła to przemilczeć. Bądź co bądź
koleżanka jej pomogła.
- Mam wrażenie, jakby to był tylko jakiś dziwny sen - przyznała
niechętnie Ilyari. - Gdy się obudziłam, byłam prawie pewna, że tak faktycznie
jest. A teraz to! - obruszyła się. Dziewczyny obok chyba to usłyszały, bo nagle
zamknęły się w sobie. Wyglądały, jakby niespodziewanie śniadanie zaczęło je wręcz
fascynować. - Czy ludziom coś się w głowach poprzewracało? - zapytała już
ciszej.
- Oj, musisz zrozumieć. Yuki to Książę Salgarienu. Nigdy
wcześniej nikt go nie widział w żadnym domu publicznym, a przynajmniej tak
słyszałam, a tu nagle ty się zjawiasz i jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki - on również. Bierze na ciebie wyłączność i nie poddaje się, mimo że
zabijasz go spojrzeniem i w ogóle nie uwodzisz. Nie starasz się ani odrobinę, a
on dalej dzielnie to wytrzymuje. Ja na jego miejscu już dawno bym się poddała -
wyznała z rozbrajającą szczerością.
Iri zrobiło się niesamowicie głupio. Jak dotąd słyszała podobne
rzeczy tylko od Silyi (acz ta ujmowała wszystko zgoła delikatniej). Nie
wiedziała, że inne dziewczyny z pokoju też tak uważnie śledziły jej losy. To
okropne. Zawsze pragnęła głównie spokoju, a co teraz miała? Urwanie głowy. I
oczywiście wszystko przez Yukiego! Miała ochotę go zamordować.
- Pomyśl tylko. Obecnie wyłączność to jak oświadczyny, a zapłodnienie
dziewczyny - jak sam ślub. - Erri znów nazwała rzecz po imieniu. Jej
rozmówczynie spąsowiały, ale Erri na szczęście tego nie zauważyła, zajęta swym
monologiem. - To znaczy, że Książę musiał sobie ciebie upatrzyć na żonę.
- Ale dlaczego? - jęknęła Iri. - Nie chcę być jego żoną, w
życiu.
Silya miała ochotę ją uderzyć. Czy ona musiała być taka głupia?
Trafiło jej się największe szczęście, jakie mogłaby sobie wyobrazić dziewczyna
w jej sytuacji, a ona co? Nic, tylko marudziła, a na dodatek zatruwała
biedakowi życie na każdy możliwy sposób! Było jej go autentycznie żal. Może nie
najlepiej wszystko rozegrał - obie miały o nim nieco inne zdanie, gdy widziały
w nim tylko tego, kto wraz z Shinem uratował im życie podczas masakry w
Dzielnicy Północnej - ale, do licha ciężkiego, widać jak na dłoni, że chciał
dla niej dobrze! Przecież gdyby tak nie było, nie miałby tego wzroku zranionego
pieska, prawda?
Wzięła głęboki wdech, by się uspokoić.
- Może dlatego, że się w tobie zakochał? - spytała. Spokojny
ton nie do końca jej wyszedł, widać było, że się gniewa.
Ilyari i Erri jak na zawołanie spojrzały na nią z pobłażaniem.
- Miłość nie istnieje - rzekły jednocześnie. Wszystkie trzy
zamilkły na chwilę, bardzo zdziwione. Ilyari pomyślała, że chyba po raz
pierwszy ma na jakiś temat takie samo zdanie jak Erri.
- Właśnie, że istnieje. - Sil zebrała w sobie odwagę, by
wyrazić swoją opinię nie tylko w towarzystwie siostry. - Uważam, że Yuki się w
tobie zakochał i dlatego znosi to wszystko jak rycerz z dawnych czasów.
Iri i Erri spojrzały na nią jak na wariatkę. Cóż, sposób
myślenia przyjaciółki Sil już znała, ale Erri?
- Nie wierzysz w miłość? - zapytała Silya, patrząc na nią.
Wydawało jej się, że jest inaczej. - Nieraz mawiałaś, jak to zazdrościsz Iri.
- Co to ma do rzeczy? - Erri uniosła brwi.
- No nie wiem. Zazdrościsz jej Yukiego, tak?
- Tak, ale przecież się w nim nie zakochałam ani nic z tych
rzeczy! - Erri roześmiała się serdecznie. - Zazdroszczę jej, bo Książę jest
bogaty, wpływowy, ogółem ustawiony na całe życie. Ta, która zostanie jego żoną,
będzie żyć jak księżniczka z bajki. Jak tu nie zazdościć?
Silyi opadły ręce. Erri to jednak niezła materialistka.
Chociaż… Może po prostu była realistką, a ona naiwną romantyczką, której
marzenia nigdy się nie ziszczą? Bogowie, chyba jednak faktycznie to drugie.
Posmutniała porządnie.
- Nawet jeśli go nie lubisz - zwróciła się do Ilyari Erri -
pomyśl sobie, że przynajmniej będziesz bogata.
- Po pierwsze, nie ja będę, tylko on jest. Po drugie, gardzę
tym. Bynajmniej nie zależy mi na pieniądzach - powiedziała szczerze Iri,
krzywiąc się.
- No cóż, ale jednak raczej będziesz je miała. - Erri wzruszyła
ramionami, po czym pochyliła się nad stołem i szepnęła do Ilyari
konspiracyjnie: - Wiesz, w sumie jak tak bardzo nie lubisz pieniędzy, to możesz
mi czasem jakieś oddać po znajomości.
Iri jakoś to nie rozśmieszyło.
Na szczęście na tym temat się skończył. Erri rozmawiała sobie z
Silyą o wszystkim i o niczym, a Ilyari zupełnie się wyłączyła, nie słyszała już
żadnego ich słowa. Jej serce znów zalała odraza do Yukiego. Bogowie, jak ona go
nie znosiła!
Jej przerażenie i złość spotęgował fakt, że żołnierz
patrolujący jej korytarz badawczo jej się przyglądał spod zmrużonych powiek,
kiedy wracała ze stołówki do pokoju. Miała dziwne wrażenie, że widziała go wczoraj
we Wspólnej Sali.
Świetnie, więc i Armanie zwracali teraz na nią uwagę. Koniec z
niewidzialnością.
Zamorduje Yukiego, zamorduje!
Przyszedł do niej w całkiem dobrym humorze. Dowiedział się co
nieco na temat Killiego, więc niczym dziecko miał nadzieję, że Ilyari jakoś go
nagrodzi. Naiwny.
Nawet wysłuchując jego sprawozdania, mroziła go spojrzeniem. A
miał przecież względnie dobre wieści - Killi i jego opiekunowie jakoś sobie
radzili. Było co prawda ciężko, ale Malinie trafiła się okazja zajmowania się
dziećmi sąsiadów podczas ich nieobecności, więc do kieszeni rodziny systematycznie
wpadały dodatkowe damany[1].
Podziękowała mu bardzo W IMIENIU KOLEŻANKI. I nie, nie brzmiało
to szczerze. Bogowie, co on znowu takiego zrobił, że sobie na to zasłużył? W
czym jej ubliżył? Wczoraj jak głupi miał nadzieję, że wszystko zmierza ku
lepszemu - w końcu wcześniej Ilyari o nic go nie prosiła - a teraz wrócili do
punktu wyjścia, czyli pogardy i lodu zamiast oczu. Miał wrażenie, że zaraz
pęknie mu serce.
- Co się stało? - zapytał, zanim zdążył ugryźć się w język.
- To, że niszczysz mi życie - wysyczała.
No dobrze, to już wiedział. I naprawdę stale miał z tego powodu
wyrzuty sumienia. Ale dlaczego jej wczorajsze i dzisiejsze zachowanie tak
diametralnie się różniło? Wczoraj była… no, „miła” to za dużo powiedziane, ale
przynajmniej jakoś go tolerowała, a dzisiaj miał wrażenie, że najchętniej
rzuciałaby się na niego z pazurami.
Choć, jak zauważył, zawsze miała bardzo krótko obcięte
paznokcie, a może wręcz paznokietki, bo całe ręce miała małe jak u dziewczynki.
Bogowie, tak strasznie urocze…
Jak to zazwyczaj bywało, kazała mu się pospieszyć. A on jak
zwykle usłuchał. Miała go okręconego wokół palca, z czego doskonale zdawał
sobie sprawę. Ilyari ogółem często była trochę jak dziecko, mała buntowniczka,
która sprawdza, na ile może sobie pozwolić. Szczerze mówiąc, czasami musiał się
powstrzymywać, by nie utrzeć jej nosa. Ostatecznie jednak postanowił
potraktować jej, łagodnie mówiąc, nieprzyjemne zachowanie jako coś w rodzaju
pokuty.
Po wszystkim już miał wyjść, gdy jego spojrzenie natrafiło na
dłonie Ilyi, gdy pieczołowicie nakrywała się kołdrą, jak zawsze chcąc jak
najszybciej schować się przed jego wzrokiem.
Z powrotem do niej doskoczył. Pisnęła jak małe zwierzątko, ale
tym razem był zbyt skupiony na czym innym, by uznać to za słodkie. Nawet nie
zwrócił na to uwagi. Sięgnął po jej lewą rękę, wpatrując się w jej nadgarstek.
- Kto ci to zrobił? - zapytał przez zaciśnięte zęby, patrząc na
siniaki.
Kto, do jasnej cholery, odważył się ją tknąć?! Był pewien, że
to nie on zostawił te ślady. Zawsze starał się dotykać ją jak najmniej, choć
było to okropnie trudne. Nie tylko przez wzgląd na niewygodę, ale przede
wszystkim na to, że musiał z całej siły się hamować, by po prostu nie zasypać
jej pocałunkami i innymi pieszczotami. Bogowie, jaką on miał na nią ochotę! Na
nią całą, nie tylko na to, co dostawał, bo musiała mu dawać.
Poczuł, że drży. Chyba niechcący ją przestraszył. Znów wydała
mu się młodsza niż była w istocie. Zmusił się do puszczenia jej ręki.
- Kto? - powtórzył.
Nie rozumiała, co się dzieje, nie wiedziała, dlaczego tak
zareagował. Na moment zupełnie wytrącił ją z równowagi, ale na szczęście szybko
doszła do siebie. Znów założyła maskę zimnej panny.
- Któryś z twoich pracowników, jak mniemam, drogi Książę -
odparła. W jej głosie słychać było jad. Domyślił się, że niczego już z niej nie
wyciągnie.
Po raz pierwszy nawet się nie żegnając, wypadł z jej pokoju.
- A temu co się stało? - rzuciła w eter pytanie Erri.
Yuki zbiegł prędko do Wspólnej Sali, jako że jedyne, co zdołał
wymyślić w tym krótkim czasie, to że coś stało się właśnie tam. W końcu w
innych miejscach, w których mogły przebywać pracownice domu publicznego,
Armanie nie pozwoliliby na jakieś dziwne akcje. Miał Ilyę na wyłączność, była
jego, nikt nie mógł się na nią zapisać. Mógł za to ją dotknąć, gdy przebywała
we Wspólnej Sali, gdzie zawsze był niezły gwar i straszny zamęt.
Kiedy tam dotarł, w jednej chwili dopadł do urzędnika.
- Kto miał dzisiaj poranną zmianę? - zapytał.
- Meles, paniczu - wydukał zdumiony i nieco przestraszony
pracownik.
- Czy meldował ci o czymś niezwykłym? - kontynuował
przesłuchanie Yu.
- Nie, paniczu.
- A podczas twojej zmiany coś się działo?
- Nie, paniczu - powtórzył zafrasowany mężczyzna.
Yuki myślał gorączkowo.
- A wczorajsza wieczorna zmiana? Kto ją miał?
- Ja, paniczu.
- Działo się coś?
Po minie urzędnika od razu poznał, że odpowiedź brzmiała: tak.
I nie minęło pięć minut, a wiedział już, dlaczego Ilyari tak go dzisiaj
traktowała.
- Kto? - wycedził. Zapragnął poznać imię tego, który ośmielił
się ją tknąć. W ciągu kilku sekund przed jego oczyma przelatywały wizje niszczenia
temu facetowi życia. Och, zmiażdżyłby go w jedną chwilę!
Urzędnik już otwierał usta, gdy Yuki nagle oprzytomniał i
uniósł dłoń, by go powstrzymać.
- Nie, czekaj, jednak mi nie mów. Lepiej nie.
Obawiał się, że jeśli pozna tożsamość tego gościa, naprawdę się
nie powstrzyma i zrobi coś, czego później by żałował.
Kiedy wrócił do domu, poczuł się niesamowicie zmęczony. Nawet
Ciastek nie był w stanie go pocieszyć i rozruszać.
Naturalnie miał świadomość, że prędzej czy później plotki się
rozniosą i ludzie dowiedzą się, że upodobał sobie Ilyari. Jednakże… Po
pierwsze, miał nadzieję, że minie więcej czasu, zanim odbije się to na Ilyi, a
po drugie, marzyło mu się, że gdy już tak się stanie, ona jakoś to zaakceptuje.
Gdyby między nimi układało się lepiej, może i ona zareagowałaby bardziej
pozytywnie. Fakt, nie wydawała się osobą łaknącą jakiejkolwiek sławy, ale mimo
wszystko… Cóż, jak by nie było, miał problem. Ilyari najwyraźniej miała mu za
złe, że przez niego stała się rozpoznawalna. Jego, szczerze mówiąc, też to
martwiło, bo to oznaczało, że Armanie będą baczniej się jej przyglądać, a z jej
charakterem możliwe było, że w końcu wybuchnie i napyta sobie biedy. Niech
bogowie ją bronią… Hm, i jego też, bo jak tak dalej pójdzie, to ona jednak
wydrapie mu oczy, choćby miała sobie w tym celu wyhodować szpony.
[1]
Odpowiedniki polskich złotych.
*
Dziękuję serdecznie za wszelkie odwiedziny i komentarze, a także gwiazdki na Wattpadzie. :*
Dobra powiem tak to będzie rozdział który skomentuje od razu! Jako że rzadko mi się to zdarza to czuje się wielce zadowolona i dumna z siebie że się za to wzięłam na czas xD Dobra zatem zaczynamy!
OdpowiedzUsuńNo i mamy Maksa! Kolejny cudowny małolat którego pokochałam w NK! Ty, może niech on z Finnem pójdzie podywersować? Xd Mam wrażenie że ci dwaj by się dogadali XD Nie nooo obaj są tak zacni że nie wiem… Moje złaknione pocieszenia serduszko chce ich więcej!
Powiem ci że ten fragment przypomina mi troszkę tą pamiętną scenę balkonową z Romea i Julii… Co prawda to skojarzenie nie przyszło od razi ale jednak… Może nie ma tu odwzajemnionej miłość, może to okno nie balkon ale… Sama nie wiem atmosfera jest jakaś podobna że się tak wyrażę…
Kurde ja na miejscu Kennis też szalałabym ze strachu o rodzinę… I jeszcze ta siostra… Nie, nie nawet myśleć o tym nie chce… Swoją drogą ta miłości Maksa jest taaaak… No sama nie wiem… tak urocza, słodka, niewinna… Nie nooo nie dziwie się dziewczynie że to jej schlebia i jest tak mu wdzięczna za odwiedzenie jej… Ech szkoda że to tak smutne i w ogóle dobijające… W ogóle ja tą całą scenę naprawdę widzę jak z jakiegoś filmu… Wiesz ona przy oknie, on wzrok oddanego psa i smutna melodia w tle… Ach aż cała przesiąknięta jestem tą atmosferą! A ten fragment „Oczywiście jej odpowiedź, jakoby też go kochała, była nieprawdą - i oboje doskonale o tym wiedzieli - ale uznała, że to idealne słowa na pożegnanie. Bo przecież tym właśnie były. Pożegnaniem.” łamie mi serce. Ach to jest tak… Nie wiem nawet jak to ująć…
Nie no naprawdę ilekroć myślę o całym tym Ridriku… Masakra nie wiem czy bardziej jestem zażenowana czy co… Naprawdę nie dziwie się Sil że jej niedobrze jak myśli że Ridrik mógłby być jej ojcem a ona z nim… O masakra -.- Weź żal jakiś… Choć jedno że facet zachowuje się całkiem spoko i jest powiedzmy że dżentelmenem… Przynajmniej jeden plus w całej tej porąbanej sytuacji… No ale swoją drogą już ci o tym pisałam ale naprawdę jak pomyśle że dziewczyny mogą spotkać swoich były klientów w Wspólnej Sali albo gdzieś tam indzie… Weź wstyd na całego… No albo jakby spotkały kogoś kogo wcześniej znały… Nie nooo to po prostu jakaś masakra. Na miejscu Sil nie wiem jak bym na siebie w lustrze spojrzała.
Hahahahaha chociaż tyle że Iri widzi ten „jeden” pozytyw wyłączności Yu… Znając ją gotowa byłaby uznać to za kolejny przejaw manipulacji Yukiego xD Obawiam się że w tym momencie i w takim stanie psychiki nawet jeżeli Yuuu przysiągłby na wszystko co w Dameyu święte że ją kocha Ilyari uznałaby to za kłamstwo i jeszcze dałaby mu w twarz xD
Powiem tak… Cała ta sytuacja z tym Hatsem jest… totalnie obleśna, żenująca i wkurzająca. Weź ja na miejscu dziewczyn chyba bym zawału dostała! Nie nooo miałam napisać że Silya mogłaby się ruszyć i coś powiedzieć ale fakt na jej miejscu też by mnie wcięło i zatkało więc tym razem nie pojadę po dziewczynie upiekło jej się xD Nie nooo błagam jakiś gbur i prostak dostawia się do ciebie i twojej siostry! No ale chociaż tyle że Iri pięknie mu zripostowała! Nooo nie powiem kobita ma gadane :D
O i proszę wystarczyło tylko powiedzieć że Iri jest obiektem zainteresowania księcia i jak pajac pięknie spotulniał! Phi totalna żenada… No i kurna błagam żonę ma w domu a ten cymbał po domach publicznych się włóczy. Co za totalny kretyn! Tak swoją drogą jeżeli w Karczmie jest więcej takich typów to naprawdę serdecznie współczuje każdej dziewczynie. Nie no nie wyobrażam sobie musieć… sama wiesz z żonatym? Błagam to jakaś totalna masakra i nie wiem jak to nawet nazwać… No ale wracając do rozdziału… Ha! I proszę jak piękne Ilya przywróciła do pionu tego gagatka! Normalnie ona się urodziła do roli królowej xD No i te pokłony! Noż kurde naprawdę chciałabym zobaczyć coś takiego :P Jest tylko jedne mały szkopuł… Armanie… No nie podoba mi się to. Czyżby od tej chwili mieli ją na celowniku?
UsuńNie dziwie się Iri że była tak skołowana ^ ^” Ja też bym myślała że się ze mnie nabijają czy coś… No tak Sil możesz gadać, może tłumaczyć upartej siostrzyczce a i tak ona będzie wiedzieć lepiej od ciebie… Noooo cóż skądś to znam :P
Jejku ja naprawdę ogromne lubię Ame… Co prawda już wcześniej odnosiło się wrażenie że to mądra i oczytana dziewczyna ale ta scena definitywnie to potwierdza. Ona naprawdę rozumie tak wiele… I jeszcze ta historia z jej bratem… Liczne na to że w miarę rozwoju historii dowiemy się coś o pozostałych dziewczynach. Mam nadzieje że jeszcze będą miały okazje wykazać się dobrymi bądź złymi cechami. Swoją drogą jej postać pokazuje jak wojna niszczy ludzkie marzenia i ludzki potencjał… Człowiek który mógłby być lekarzem jest więźniem, sprzedaje się żeby zarobić… Straszne…
Hahahaha i pojawiają się kolejne słodziutkie postacie! Widać że dbasz o to by czytelnicy nie pomarli z goryczy którą im serwujesz w rozdziałach Xd Ciastek i Biszkopt są naprawdę urocze! <3 Yuki ma racje przynajmniej ma swoje psy ^ ^” Inaczej biedak pewnie już dawna rzucił by się pod most ^ ^”
O ja no to nasz Iri stała się obiektem najnowszych ploteczek xD Noooo nieźle... Swoją drogą jak przeczytałam że Sil jest zazdrosna o ten cały „splendor” to takie wtf… Serio…? No ale serio…?! Naprawdę nie mogłam żeś to napisała ^ ^” No ale dobra mniejsza z tym… Jak by o mnie tak plotkowali to bym chyba z tej stołówki uciekła gdzie pieprz rośnie ^ ^” No ale na szczęście na scena wkracza niezastąpiona i jak zawsze szczera do bólu Erri xD Szczęście że nasze dwie melepety mają kogoś takiego jak ona to im trochę pomogła przywołać do porządku te plotkujące paniusie :D Noooo cóż Errin ma racja Ilyari urządziła niezłe przedstawienie Xd
Nooo tak Erri i Iri mają Sil za wariatkę noo ale hej kto w końcu będzie miał rację? Nooo kto? No ta Nawina i dziecinna dziewuszka która bardziej pasuje do bajek Disneya a nie NK Xd Nooo i kto się śnieje ostatni hee? xD Noooo tak Erri to materialistka raczej nie dogadałabym się z nią pod tym względem ^ ^” Nooo ale cóż trudno…
O ja biedny Yuu ^ ^” Oberwało się chłopakowi za niewinność ^ ^” Nie noo strasznie mi go żal… Naprawdę czekam na jakieś zmiany w ich relacjach… Aż mi się serduszko krajało jak przeczytałam tą końcówkę że nawet Ciastek nie jest wstanie go pocieszyć Q.Q Buuuu biedaczyska ;( No ale powiem że ten fragment o zapuszczaniu paznokci mnie rozbawi xD W całej tej beznadziejnej sytuacji musze ci przyznać że to ci się akurat udało :D Swoją drogą ten cały cham ma szczęście że Yuu ma dobre serce bo nie chciałabym być w jego skórze gdyby Yuki zapytała kto tak nagabywał jego lubą :D Hmmm… choć w sumie to mogłoby być naprawdę ciekawe Xd
Uffff skończyłam! Brawo ja :D Dzięki za kolejny rozdział i czekam na nowości w każdym z twoich dzieł! <3
Buziaki
Hah, gratulacje! xD
UsuńCo Ty masz do tych małolatów? Czy to już powinno się leczyć? xD
No popatrz, nie wpadłam na porównanie tego do sceny z „Romea i Julii”. Ciekawe, ciekawe.
Rzeczywiście, Maks jest słodki z tym swoim oddaniem i tą platoniczną miłością. Hm, w sumie pasowałby na poetę. xD Mógłby Kennis wiersze pisać. Albo sztuki!
Ej, co Ty chcesz, Ridryk to spoko gość! Przynajmniej wie, jak traktować kobiety. Znaczy, no, pomijając latanie po domach publicznych. Ale szacunek jakiś odczuwa!
Daj spokój, załamałabym się na miejscu dziewczyn. Pierwsza bym się powiesiła.
A żebyś wiedziała, że Iri porządnie by Yukiego zjechała i zdzieliła! (Aż mi się przypomina wiadomo-jaki-piździel-z-liścia! xD)
Trochę zazdroszczę Iri tego gadanego, wiesz? Bo ja to raczej bym jednak zachowała się jak Sil - znieruchomiałabym i zamilkła. :(
Ech, ludzie mają mistrza w byciu żałosnym. Hats jest po prostu doskonałym tego przykładem.
Po takich pokłonach to też bym się załamała i uważała, że się nabijają. Albo robią na złość. W każdym razie na pewno same negatywne uczucia by mną targały. Tu akurat Iri jest w dużej mierze mną. xD
Ja również lubię Amę. Najbardziej spośród współlokatorek Ilyari i Silyi. ^^
Erri też jest spoko (mimo swoich wad), czasem taka dziewczyna naprawdę się przydaje!
Hahah, już się cieszysz swoim przyszłym tryumfem? :P
Oj, przecież nikt nie jest idealny. Silya jest infantylna i naiwna, Ilyari wredna i ponura, a Erri (między innymi) jest materialistką!
Żal mi Yu. :( Ale cóż, jak się jest bohaterem mojej historii, to trzeba cierpieć. Niech się cieszy, że ma chociaż Biszkopta i Ciastka, o!
Aż miałam przed oczyma mini-wizję zemsty Yukiego na Hatsie! *bojowy nastrój*
Dziękuję za komentarz, kochana! :*
Ej nooo bez przesady sama ich uwielbiasz przypomina :P
UsuńOoooo właśnie! To świetny pomysł niech on piszę wierszę i sztuki ku jej czci!
Nooo niby racja ale kurna właśnie to latanie od panienki do panienki :/ Nooo błagam cię...
Ech w to, to ja nie wątpię... ^ ^" Nie noo można się załamać...
Hahahaha w sumie to byłoby całkiem zabawne xD Wiesz taka niby grzeczna, niby ułożona panienka a tu takie ekscesy xD
Szczerze...? Ja też... Czasami mam tak że nie odezwę się a później o właśnie tak mogłam odpowiedzieć, o w tedy tak trzeba było zripostować :/
Szczerze? Ja chyba również ją najbardziej lubię <3
Noo oczywiście że ta xD W końcu wiesz dużo tych triumfów mieć nie będę xD
Hahahaha co racja to racja xD Podpisując kontrakt na bohatera twojego opowiadania trzeba mieć tego świadomość xD
Hahaha chciałabym to zobaczyć :D
Ale chyba nie aż tak. xD
UsuńTo jest myśl, kto wie, może nawet tak zrobię, hi, hi.
Z ciętymi ripostami to zazwyczaj tak jest, że wpada się na nie za późno. ^^' A szkoda!
Dzięki za info!
OdpowiedzUsuńOmg, Ah ta Ilyari xD Najpierw okazuje miłosierdzie jakiemuś żołnierzowi, choć ten ewidentnie ją obraził, a potem strzela focha na Yukiego! Poza tym to całkiem ciekawe... Ily żoną Yukiego?? Nie pomyślałam o tym wcześniej i dopiero rozmowa z Erri mi to uświadomiła. Hm... Mam wrażenie, że Yuki też jakoś o ślubie nie myślał xD Przynajmniej na razie.
Aj, jak ja lubię pieski! Fajnie, że Yuki ma psy - właściwie moim zdaniem to jak ludzie traktują zwierzęta, mówi wiele o ich charakterze. A jak ktoś ma i lubi psy, to musi być dobry :D
Hm... Niezły atak furii w wykonaniu Yukiego, nie ma co... Czekałam tylko jak wytrzaśnie skądś szpadę i wyzwie na pojedynek tegoż żołnierzyka, a potem rozpłata go na pół... Ok, poniosła mnie fantazja xD
Rozdział był o niebo mniej przygnębiający niż zwykle (poza tym początkiem, ah, to wyznanie, jakie słooodkie)... Czekam na kontynuację ;)
Pozdro i weny! :*
K.L.
Nie ma za co. :)
UsuńA wiesz, że też mam takie zdanie co do więzi ludzie + psy? ^^
Dziękuję za odwiedziny i komentarz! :*
Nmzc ;)
UsuńO! Ha! Mamy wiele wspólnego! :D
Pozdro! :*
Dobra, grypa mnie męczy, spać nie mogę, to chociaż skomentuję! Jak zwykle spóźniona, ale ostatnio usłyszałam w autobusie, że to elegancko się spóźnić, tak że spóźniam się elegancko, jak na damę przystało! ;)
OdpowiedzUsuńRety, gwiżdżą pod oknami, spokój zakłócają, co to za dzielnica?!
O, jaki uroczy szczeniak! Trochę się zdziwiłam, że go nie zabiłaś. Ja bym go zabiła. Wiesz, w takiej pełnej dramaturgii scenie, kiedy on ucieka, a jeden z Arman strzela mu w plecy. Chłopak upada w slow motion, a Kennis przywiera do okna, rozdzierając serca czytelników zrozpaczonym szlochem. Jednak Maks przekręca się, wyciąga z zanadrza broń i powala żołnierza strzałem w serce, po czym kona, spoglądając tęsknie w kierunku Kennis... Aż się rozmarzyła. ;’) Ale nic to! Co się odwlecze, to nie uciecze, może jeszcze umrze. :)
A tak serio, to szalenie nieodpowiedzialny gówniarz. Strasznie się narażał, żeby podnieść Kennis na duchu, ale cóż, jest młody, to mu się pewnie wydaje, że w pakiecie dostał też nieśmiertelność. To naprawdę urocza scena i taka smutna… Ciekawa jestem, co będzie dalej z Kennis. Mimo wszystko, sprawia wrażenie dzielnej. Może jakoś to wszystko zniesie?
Ha! Widzisz, Silya? Można być dobrym pracownikiem? Można! Wystarczyło się trochę postarać, już sobie markę wyrabia, klienci sami się zgłaszają… Ale wiadomo, nie ma co spoczywać na laurach! Rynek jest okrutny, o każdego klienta trzeba walczyć! Poza tym, utrzymanie starego klienta jest tańsze niż pozyskanie nowego, radziłaby przychylniej spojrzeć na Ridryka! ;) W sumie, mogłabym zostać managerem w Karczmie! Byłabym dobra w wyrabianiu targetu. xD
Ilyari, co to ma znaczyć?! Wypad na górę, klientów odstraszasz! A potem się dziwić, że Silya zysków nie przynosi. No jak ma przynosić?! Ta to jest cwana, myśli, że jak Yuki wyrabia jej normę, to może psuć biznes innym. Strasznie samolubne, zawiodłam się na niej. :(
W ogóle, jaka akcja! Podbija narąbany typ, pan i władca tego świata, przed którym trzeba padać na kolana, udziela Iri cennych wskazówek, a ta do niego z takim tekstem! W pierwszej chwili mnie zatkało. W drugiej myślę sobie, szacun, dziewczyno! Normalnie zbiłabym z nią piątkę!
Beka z typa, taki był odważny, już ją szacunku uczył (swoją drogą, ciekawe, czy miałby czym, skoro jaj ewidentnie nie ma), a tu takiego! * wstaw sobie gest Kozakiewicza * Co za debil, jeszcze powiedział jej, jak się nazywa. No rozgarnięty jak kupa liści.
Kochanka Księcia Salgarienu. Brzmi dobrze, nie wiem, co jej się nie podoba. xD O, to jest dobre! Mówiłam już Suzu, ale ten moment, w którym wszyscy kłaniają się Ilyari… Normalnie Danerys Targaryen po wyzwoleniu Yunkai! :o Robi wrażenie!
Sil oczywiście naiwna jak zawsze, myśli, że Iri nawróciła grzesznika. XD Ta dziewczyna ma w sobie coś takiego… rozkosznego. Mimowolnie czytając o niej, człowiek uśmiecha się pobłażliwie. Słodka dziecina. Ciekawa jestem, co musi się stać, żeby zeszła na ziemię.
Ama jest spoko. Całkiem w porządku dziewczyna, prawie przemówiła Ilyari do rozumu! ^^’
Yuki mnie śmieszy. Odezwała się! O rety, jak miło z jej strony! Nie mordowała go wzrokiem! Ojej, bajecznie! Weeeź się, chłopie, zbierz w sobie, bo czytać o tym nie mogę! Kolejny zaślepiony! I jak tu facetów szanować? No jak?! Jak piesek. Gdyby rzuciła mu patyk, pewnie by go aportował! Ja jestem wyrozumiała. Ok, zakochał się chłopak, trudno już, stało się. Popierałam, bo to jedyna taka para nie-para na świecie, naprawdę mogliby być szczęśliwi. I teraz tak: bierzesz dziewczynę na stronę, tłumaczysz, jak chłop krowie na rowie, co i jak, po czym sprawa jest jasna i nikt nie ma wątów nie wiadomo o co. Ale nie. Będzie sobie urządzał pielgrzymki do burdelu w tę i z powrotem, słowem nie powie, o co mu się rozchodzi i najlepiej zaczeka, aż to się samo jakoś tak rozwiąże. Tu pasowałoby mi tak często przypisywane kobietom „domyśl się”. xD
Powiem tak, jako osoba przyzwyczajona do obserwowania kociej elegancji i gracji, jestem zdegustowana psią niezdarnością i wylewnością. Yuki byłby zdecydowanie fajniejszy, gdyby miał koty. Stoimy po dwóch stronach barykady, nie mogę już dłużej kibicować mu w przedzieraniu się przez chaszcze obojętności do serca Iri! A wystarczyło mieć kota. ;)
UsuńTak tylko wspomnę… „Szkoda, że nie miała w sobie tyle czułości, co Ciastek” nie brzmi dobrze. Serio, nie brzmi dobrze. xDDDD
Z tą swoją niespełnioną miłością przypomina mi Wertera. Chociaż Werter bawił mnie bardziej. XD Może jestem prostym człowiekiem, ale myślę, że mógłby z nią porozmawiać. Z jednej strony wiadomo, że Iri ciężko byłoby uwierzyć w jego słowa, ale z drugiej, to on tak na dobrą sprawę nie spróbował! No dobra, wszyscy wiemy, że to się nie ma prawa udać, ale jak ci na czymś zależy, to o to walczysz, a nie podkulasz ogon i czekasz w poczuciu winy na ochłap łaski z pańskiego stołu! Może by się udało, a może nie, ale miałby pewność, że zrobił, co w jego mocy… Ale skoro nie, to niech dalej skomli z podkulonym ogonem. Jednak dobrze, że nie ma kota. Kot by go nie zniósł. ;)
Żeby nie było, wciąż go kocham i mi go żal, ale nie robi nic, żeby zmienić swoje położenie. Mogłabym tłumaczyć go jakąś depresją czy czymś takim, ale nie będę mu szukać wymówek, nie płaci mi za to. XD
Jakie bezczelne france się w tej Karczmie roją! Jak można na kogoś się tak perfidnie gapić i jeszcze bezwstydnie obgadywać, mimo że ten ktoś to świetnie słyszy?! Nie znają pierwszej zasady plotkarstwa: jak obgadujesz, to za plecami! Na miejscu Iri, pierwszej lepszej, tak dla przykładu, trzasnęłabym po niewyparzonej buźce. No, ale cóż, sława robi swoje!
Erri, mistrzyni nietaktu! xD Silya skacze wokół Iyari, bawiąc się w owijanie w bawełnę, żeby wszystko aby nie zabrzmiało źle, a ta ryps! Kawa na ławę! xD Ma dziewczyna rację, ale że Yuki to Werter, będzie jeszcze długo łaził za Iri.
Mogę walnąć Sil w makówkę? Bardzo proszę. Czy ona nie wie, że nie ma szczęścia z zamęścia? To, że sama chciałaby się hajtać z jakimś młodym, przystojnym i bogatym chłopcem, który zupełnie przypadkiem zabłądził w te rejony Karczmy, nie oznacza, że Ilyari też musi się to marzyć. Skoro mówi, że nie chce, to znaczy, że nie chce. Sil jest jak ci ludzie, którzy mówią ci, że masz rajskie życie, niczego ci nie brakuje i nie masz prawa narzekać, bo oni by się chętnie zamienili, a to, że umierasz od środka, to taki drobny szczegół.
„[…] nie miałby tego wzroku zranionego pieska, prawda?”. Ja się muszę napić. Naprawdę muszę się napić. Chciałabym zobaczyć, jak daleko zajdzie, oceniając ludzi po spojrzeniu. Nie mówię, że Yuki taki jest, ale na świecie jest tyle fałszywych kanalii, zgrywających pokrzywdzone przez los sierotki! Uważam, że Anthony Hopkins, wcielając się w Hannibala Lectera, miał momentami najbardziej niewinne spojrzenie świata! I taka Silya już byłaby zjedzona. :)
„Miłość nie istnieje” - AAAAAAAAAA!!!!!! PIĄTKA!!!!!
„[…] rycerz z dawnych czasów” - XDDDDDDDDDDDDDD (tak bardzo merytorycznie xD)
Pierwszy raz mam ochotę uściskać Erri. Serio. Pod tym co mówi, podpiszę się obiema łapkami!
No i się skończyło aportowanie. XD Ci powiem, że mi nawet trochę zaimponował! Z trybu „męczennik” przeszedł w tryb „facet”. Wszystko fajnie, tylko dlaczego nie dowiedział się, czyja to sprawka i nie zniszczył delikwenta? Chciałabym zobaczyć płonący stos. Chleba i igrzysk! :D
Dobra, reakcja Yukiego wstrząsnęła Ilyari, więc pewnie jednak niechętnie wstąpi na ścieżkę „on mnie faktycznie kocha” i prawie dojdą do porozumienia (a może nawet nie tylko „prawie”?)… A wtedy do akcji wkroczy Fremd, zdepcze, zmiażdży i pogwałci do reszty ich świat, buahahahahahahaha! :D Zgadłam? :)
Ale te szpony wygrywają rozdział! XDDDD
Ok, koniec, gorączka mi się na mózg rzuca. Czy to ma chociażby chwilami sens? Nie wiem, nie chce mi się przeczytać od początku, bo jestem leniwa. Weny, kochana! Weny!
Andzik