Iri z trudem uniosła powieki. Było już jasno, oczy niemal
zabolały ją od słońca. Okno najwyraźniej wychodziło na wschód, więc słońce
porządnie oświetlało malutki pokoik, w którym się znajdowała. Przez krótką
chwilę nie mogła przypomnieć sobie, gdzie jest i co się stało. Dopiero po
minucie czy dwóch wszystko powróciło. Zaczęła się trząść, do opuchniętych oczu
napłynęły łzy.
- Och, obudziłaś się? - szepnęła Silya. Minionej nocy przespała
łącznie nie więcej niż godzinę. Ogółem nie potrzebowała tyle snu co Ilyari,
teraz jednak co innego było przyczyną. Nie mogła uspokoić rozbieganych myśli,
które co rusz podsuwały jej wizje związane ze wspomnieniami wczorajszej
masakry. A potem jeszcze ta sytuacja w środku nocy... Wciąż słyszała krzyki i
płacz tamtej rodziny. Cóż mogli zrobić, że tak ich potraktowano? Dzieci
przecież na pewno były najzupełniej niewinne, jak Armanie mogli uczynić coś tak
potwornego...?
Ilyari skinęła głową. Przez moment uspokajała się na siłę. Nie
mogła znów wpaść w histerię, choć wiedziała, że niewiele jej do tego brakuje.
Zdała sobie jednak sprawę z tego, że teraz jest odpowiedzialna za Silyę. W
końcu była od niej starsza - co prawda o pół roku, ale zawsze. Traktowała ją
jak młodszą siostrę, która o wiele mniej niż ona znała życie i musiała jakoś
ochronić ją przed złem tego świata. Tylko jak to zrobić? Była tak okropnie
zagubiona...
- Boję się - wyznała cicho Sil. - Gdzie my w ogóle jesteśmy? Co
to za ludzie? Mówiłaś, że ci chłopcy śledzili nas trzy dni temu. To nie mógł być
przypadek, że wczoraj się tam znaleźli, właśnie w tym, a nie innym momencie...
Już w nocy się nad tym zastanawiała. Niby wszyscy troje
wydawali się sympatyczni i pomocni, ale co jeśli to jakaś zasadzka? Mogli być
zdrajcami, jacy ponoć szlajali się ostatnio po Salgarienie i nie tylko.
- Wiem - odparła Iri. - Może powinnyśmy stąd uciec? Tylko co
dalej?
- Ren i Kan? - zaproponowała Sil.
Ilyari skrzywiła się lekko, ale nie widząc innej możliwości,
skinęła głową. Nie miały nikogo innego, do kogo mogłyby się zwrócić.
Westchnęły i stwierdziły, że muszą wreszcie wstać i stawić czoła
nowej rzeczywistości, w którą brutalnie je wepchnięto.
Posłały łóżko, po czym wyszły z pokoiku. Kobieta, która w nocy
się nimi zajęła, najwidoczniej to usłyszała, bo wyszła do przedpokoju i
uśmiechnęła się do nich.
- Dzień dobry. Wyspałyście się? - zagadnęła przyjaźnie.
- Tak, dziękujemy - skłamały, po czym wykonały tradycyjny
dameyski gest, dziękując za wszystko, co Minaili, bo chyba tak miała na imię,
dla nich zrobiła.
- Powinnyśmy już iść - mruknęła potem Iri. - Jeszcze raz
dziękujemy, do widzenia.
Zdążyły postawić krok ku drzwiom, kiedy przerażona Mina złapała
je za ręce.
- Zaczekajcie! Na łaskę Najstarszych, nie przeżyjecie na ulicy
pięciu minut! - zawołała strwożona. Dziewczęta odwróciły się. - Rozumiem, musicie
być zdezorientowane, niepewne i przestraszone, ale uwierzcie, proszę, że chcemy
wam pomóc. Przysięgam wam na Najstarszych bogów, nie zostaniecie tu
skrzywdzone. Pragniemy was uratować.
Popatrzyły po sobie. Minaili faktycznie wyglądała na przemiłą
młodą kobietę. Już same rysy jej twarzy wywoływały w człowieku ufność. Była
typową Dameyką o brązowych włosach i zielonych oczach. Ponadto przysięgła teraz
na Najstarszych. Przysięgi były święte. Ale czasy się zmieniły i po wczorajszym
dramacie Ilyari i Silya nie wiedziały już zupełnie, komu mogą zaufać. W co
wierzyć, w kogo wierzyć, co zrobić, a czego nie...?
- Gdzie są... Shin i Yuki bodajże? - zapytała Sil.
- Chodźcie, proszę, do kuchni. Zjecie coś, a ja wytłumaczę wam,
co mogę, zgoda?
Niechętnie skinęły głową i poszły za Minaili. Zostały posadzone
na tych samych miejscach co w nocy, otrzymały ciepłą herbatę i apetycznie
wyglądające kanapki. Wzięły do ust kilka kęsów. Było pyszne. Silyi udało się
wpałaszować resztę, jednak Iri nie była w stanie przełknąć więcej, powoli piła
więc tylko herbatę - o wiele smaczniejszą od tej, którą piła w ciągu ostatnich
kilku lat.
- Hm, od czego by tu zacząć... - zastanawiała się Mina.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała Ilyari, wpatrując się w szklankę z
herbatą, zamiast w rozmówczynię.
- Och, właśnie! - wykrzyknęła Minaili. - Jesteście w mieszkaniu
moim i Shina. Jesteśmy małżeństwem - dodała. - A Yuki to nasz najlepszy
przyjaciel. Znamy się chyba od zawsze i trzymamy się razem.
- Też tu mieszka? - zapytała Silya.
- Nie, ale jego dom jest niedaleko. Chłopcy... Cóż. Próbują
walczyć z okupantami - powiedziała powoli. Bądź co bądź nie była pewna, ile
może im powiedzieć, musiała jednak zdobyć ich zaufanie, żeby nie wymknęły się w
którymś momencie z mieszkania, skazując się na wyrok śmierci bądź czegoś
znacznie gorszego.
- Działają w ruchu oporu? - chciała się znów dowiedzieć Sil.
Gdyby tak było, chyba mogłaby im zaufać. Dameyczycy-patrioci powinni trzymać
się razem i pomagać sobie nawzajem.
- Tak - przyznała ostrożnie Minaili, bacznie obserwując obie
dziewczęta. Silya uśmiechnęła się lekko, by dać znać, że to dobra odpowiedź i
ją aprobuje, Ilyari zaś niemal niezauważalnie skinęła głową. Szczerze mówiąc,
podejrzewała, że pani matka w jakiś sposób też należała do ruchu Wolny Damey.
Nie miała dowodów, ale kiedyś przez przypadek usłyszała fragment rozmowy między
Miirą a Karią, co dało jej do myślenia. Nigdy jednak nie odważyła się o to
spytać. I już nie będzie mogła tego zrobić... Było już za późno i wszelkie
tajemnica pani matka zabrała ze sobą do grobu.
Właśnie, grób! Co się stało z ciałami najdroższej pani matki
oraz pani Karii?!
- O bogowie - szepnęła, czując, jak robi jej się słabo.
- Iri, co się stało? - Silya natychmiast ujęła ją za rękę,
widząc, jak przyjaciółka nagle zbladła.
- Pani matka... i pani Karia... Co się z nimi stało? -
wyjąkała.
Sil spojrzała na nią z przerażeniem. Nie pamiętała? Czy z tej
rozpaczy coś jej się poplątało?
- Iri... Przecież one nie żyją...
- Wiem - odparła. - Wiem... - dodała ciszej. - Chodzi mi o... O
ich ciała...
Dopiero wtedy Silya zrozumiała. O bogowie, że też ani przez
chwilę o tym nie pomyślała! Znów zrobiło jej się okropnie wstyd, a wyrzuty
sumienia zżerały ją od środka. Doprawdy, czy można być bardziej żałosnym i
egocentrycznym?
- Muszę tam wrócić - szepnęła nieprzytomnie Ilyari, próbując
wstać. Natychmiast zakręciło jej się w głowie i zrobiło ciemno przed oczami.
Była przerażona, niewyspana, zrozpaczona, a do tego od doby praktycznie nic nie
zjadła, nic więc dziwnego, że tak osłabła. Nigdy zresztą nie była zbyt odporna.
Łatwo łapała przeziębienia wszelkiego rodzaju i musiało jej brakować jakichś
witamin, bo szybko słabła. Raz zdarzyło jej się nawet zemdleć podczas
nabożeństwa, było to niedługo po tym, jak Silya dołączyła do jej „rodziny”.
- O bogowie, Iri - przestraszyła się Silya, łapiąc ją szybko i
z powrotem sadzając na krześle.
- Zostaw. Muszę iść.
- Nie możesz - zaoponowała Sil. - Zobacz, w jakim jesteś
stanie! Poza tym... Na pewno już ich tam nie ma - zauważyła przytomnie.
Ilyari wiedziała, że Silya ma rację, nie mogła jednak pogodzić
się z tym, że ciała kobiet, które poświęciły dla nich życie, dostały się w ręce
Arman, którzy zrobią z nimi nie wiadomo co. Powinny zostać pochowane na modłę
Najstarszych, w skromnych grobach na tyłach Północnej Świątyni. Zasługiwały na
to i na wiele więcej. Na nabożeństwo żałobne. Na godny pochówek. Na...
- Obie wykazały się niesamowitą odwagą. Na pewno przebywają już
w Oceanie Łaski Najstarszych - odezwała się z powagą Minaili. Ilyari wolno
pokiwała głową. Co jak co, ale tego mogła być pewna. Jak to się mówi,
poświęcenie w obronie bliźnich to jeden z biletów na okręt wypływający na Ocean
Łaski.
Przez kilka sekund trwała głucha cisza. Jedynie z ulicy
dobiegały odgłosy rozmów dwóch kobiet rozprawiających o tym, co i gdzie powinny
kupić.
- Nie odpowiedziała pani na pytanie Silyi - rzekła szorstkim
nieco tonem Ilyari. I Mina, i Sil potrzebowały chwili, by zorientować się, o
czym mowa.
- Ach, Shin i Yuki. - Mina uśmiechnęła się lekko. - Zanim wam o
nich opowiem, proszę, byście zwracały się do mnie po imieniu. Nie jestem chyba
zbyt dużo starsza od was, a poza tym to takie oficjalne...
- Dobrze. To ile macie lat? - spytała Silya.
- Dwadzieścia trzy. Wszyscy jesteśmy w tym samym wieku -
odparła. - A wy?
Wiedziała co prawda, w jakim wieku jest Sil, ale nie mogła póki
co dać tego po sobie poznać. To Yukiemu chciała pozostawić wybór, co chce o
sobie powiedzieć tym dziewczętom, dlatego postanowiła nie zdradzać im
wszystkich tajemnic.
- Iri w piątym miesiącu skończyła dziewiętnaście lat, ja mam
jeszcze osiemnaście - oznajmiła Silya, uśmiechając się lekko. Ilyari najwyraźniej
nieco się już uspokoiła, a ona sama zauważyła, że chyba nie ma innego wyjścia,
jak zaufać Minaili i jej mężowi oraz przyjacielowi, którzy przecież ocalili im
życie.
- Rozumiem. - Mina również uśmiechnęła się przyjaźnie. -
Jesteście siostrami? - zapytała, udając, że bardzo chciałaby się tego
dowiedzieć. W istocie miała przecież świadomość, że Silya jest jedynaczką.
- Nie, ale przebywałyśmy pod pieczą tej samej pani matki -
wyjaśniła Sil. Iri nadal nie zamierzała się odzywać. Nigdy nie była zbyt
rozmowna, a teraz tym bardziej nie miała ochoty na pogaduszki. Słuchała tylko
uważnie, będąc gotową, by w razie czego uciszyć Silyę. - W rezultacie czujemy
się, jakbyśmy były siostrami - przyznała.
Tego Minaili nie przewidziała. Ona i chłopcy wciąż
podejrzewali, że były po prostu sąsiadkami i przyjaciółkami, a tymczasem
wychodziło na to, że spędziły te cztery lata, będąc razem dniami i nocami. Ich
przywiązanie do siebie robiło się coraz bardziej oczywiste, choć naturalnie nie
zawsze współlokatorki tak dobrze się dogadywały.
- Przepraszam, że o to zapytam, ale kim były więc te kobiety z
wczoraj? - spytała ostrożnie. - Szczerze mówiąc, myśleliśmy, że to wasze matki
- dodała, w ostatnim momencie przypominając sobie, że musi użyć słowa „matki”,
a nie „panie matki”, czyli kobiety przyjmujące na wychowanie osierocone dzieci.
Póki Yuki nie zechce wyjawić im prawdy, musi trochę naginać fakty. Nie czuła
się z tym dobrze, lecz musiała być wierna najlepszemu przyjacielowi.
- Jedną z nich była nasza pani matka, a drugą jej droga przyjaciółka
- odparła cicho Silya, zerkając na Iri. Dostrzegła, że drgnęła lekko, ale nie
zrobiła nic więcej.
- Naprawdę bardzo mi przykro z powodu waszej straty -
powiedziała szczerze Minaili. - Jeśli nie macie nic przeciwko, pomodlę się w
ich intencji. W których bogów wierzycie?
Silya namyśliła się naprędce. Czy kłamstwo w tej kwestii miało
jakikolwiek sens? Uznała, że nie, więc odpowiedziała zgodnie z prawdą, że
Ilyari wyznaje Najstarszych, a ona Nowych bogów.
Rozmawiały kilka minut na niezobowiązujące tematy, w końcu
jednak Sil, widząc karcące lekko spojrzenie Iri, sprowadziła rozmowę na temat
Shina i Yukiego.
- Poszli poszukać waszych narzeczonych - wyjaśniła niezbyt
chętnie Mina. Bała się, czy nie powie za dużo. - Dowiedziałam się o was podczas
jednego z nabożeństw - dodała, widząc zdziwioną minę Silyi i podejrzliwy wzrok
Ilyari. Żadna z nich nie zauważyła, że wcześniejsze pytanie Minaili o wyznanie
poznanych dziewcząt było dziwne zważywszy na to, że skoro usłyszała o ich
ślubie w świątyni Najstarszych, to powinna przyjąć, że obie wierzą w tych
samych bogów co ona. - Chłopcy z kolei usłyszeli z... pewnych wiarygodnych
źródeł, że Armanie nie zamierzają dopuścić do tych pięciu małżeństw. A że
wiedzieli, gdzie mniej więcej mieszkacie, chcieli was ostrzec. Tyle że zastali
was w takiej, a nie innej sytuacji... - próbowała wyjaśnić.
- Dlaczego nas śledzili? - odezwała się chłodno Ilyari. - Trzy
dni temu.
Mina spuściła wzrok, zastanawiając się naprędce, jak z tego
wybrnąć. W końcu oświadczyła, że nie wie dokładnie, co jej mąż i przyjaciel
wyrabiają, więc zaproponowała, by to oni osobiście odpowiedzieli na dręczące je
pytania. Uznały chyba, że to dobry pomysł - choć niechętnie - i rozmowa znów
zeszła na inne tory.
Niewiele spali minionej nocy, lecz byli do tego przyzwyczajeni,
więc nie było dla nich problemem, by o bladym świcie wyruszyć do jednego ze
swoich znajomych, który mógłby zdobyć dla nich pewne informacje z Wielkiego
Urzędu. Kolega, którego poznali jeszcze za czasów szkolnych, zgodził się im
pomóc i w rezultacie po niecałej godzinie znali już adres Rena i Kana. Nie
mogli wcześniej znaleźć w ten sposób Silyi, bo Yu, wciąż obserwowany, mógłby
sprowadzić na nią w ten sposób niebezpieczeństwo.
Wynajęli rikszę, by móc bez problemu przecisnąć się nawet przez
najwęższe uliczki, i podali riksiarzowi adres oddalony od ich celu o kilka
ulic. Kiedy dotarli na miejsce, powłóczyli się trochę w tłumie, żeby zgubić
ewentualny ogon. Nie wydawało im się, by ktoś ich śledził, ale ostrożności
nigdy zbyt wiele.
W końcu dotarli do celu. Przed nimi majaczył skromny, ale
zadbany budynek. Szyld nad drzwiami głosił, że znaleźli się w miejscu
oferującym usługi kowalskie i naprawcze pojazdów takich jak riksze, rowery i
dorożki. Yuki i Shin spojrzeli po sobie, westchnęli, po czym weszli do środka.
Na zewnątrz było nieco chłodnawo - jak by nie patrzeć, była połowa jesieni -
ale tutaj wręcz gorąco. Natychmiast zdjęli lekkie płaszcze.
- Witamy! - zawołał młody człowiek, pojawiając się za ladą, za
którą znajdowały się półki z częściami do pojazdów i chyba również innych
rzeczy, ale jakich, tego przybysze nie wiedzieli, bo się na tym nie znali. Yu
wspomagał ojca w jego pracy i przygotowywał się, by go zastąpić, zaś Shin
niedawno otrzymał posadę nauczyciela w szkole, w której on, Minaili i Yuki
kiedyś się uczyli. Dzieciaki go ubóstwiały.
- Dzień dobry - odparli.
- Co mogę dla panów zrobić?
Chłopak wyglądał na ich rówieśników. Miał ciemnobrązowe włosy i
niemal czarne oczy, a przynajmniej tak wyglądały w półmroku, jaki panował w
sklepie.
- Czy mamy przyjemność z panem Renem lub panem Kanem? - zapytał
Shin, uśmiechając się przyjaźnie.
Na twarzy młodzieńca pojawiła się podejrzliwość i jakby lekki
strach. To, że zobaczeni po raz pierwszy w życiu ludzie znają twoje imię, nigdy
nie oznaczało nic dobrego.
- Taak - mruknął, odwracając na chwilę wzrok. - Jestem Kan. -
Ponownie spojrzał na przybyłych, tym razem już dość hardo. - Czym mogę służyć?
- zapytał i uśmiechnął się sztucznie.
- Mógłby pan poprosić brata? - kontynuował Shin. Uśmiech nie
schodził z jego twarzy, zupełnie nic nie robił sobie z negatywnych uczuć Kana.
- Przepraszam, ale obaj pracujemy i...
- My w ważnej sprawie - wtrącił się zniecierpliwiony Yuki. -
Nie zajmiemy panom dużo czasu.
Kan niechętnie się zgodził. Poprosił niechcianych gości, by
poszli za nim. Przeszli na tyły budynku, gdzie mieścił się warsztat i
najwyraźniej ta kowalska część tutejszej działalności. Chłopak, który musiał
być Renem, zauważywszy ich, oderwał się od pracy. Chwycił ścierkę i wycierając
w nią ręce, przywitał się. Ukrywał uczucia lepiej niż młodszy brat, ze spokojem
wysłuchał krótkich wyjaśnień Kana, przedstawił się i zamienił się w słuch.
- Z pewnych źródeł wiemy, że za dwa dni mają panowie ożenić się
z niejakimi Ilyari i Silyą - rzekł Shin tonem wykładowcy. - Z innych źródeł
dowiedzieliśmy się, że do ślubu nie dojdzie, bo Armanie zamierzają wykorzystać
tę okazję, by się zabawić. I bynajmniej nie będzie to uczta zakrapiana winem,
lecz krwią niewinnych Dameyczyków.
Bracia zbladli. Nie spodziewali się takich informacji, to było
pewne. Najwyraźniej w ogóle nie przeczuwali, że coś mogło pójść nie tak i ich
planowany ożenek stanie pod znakiem zapytania.
- Na szczęście udało nam się ostrzec wasze narzeczone - ciągnął
Shin, nie czując wyrzutów sumienia z powodu tego, że nie mówi całej prawdy i
trochę przekręca fakty. - Chwilowo są bezpieczne, ale nie mogą ukrywać się w
tamtym miejscu zbyt długo. Armanie w końcu je znajdą. Słyszeliście już o
planowanych łapankach niezamężnych kobiet?
- Obiło nam się o uszy - przyznał Ren. Nie mówił, gdzie to
usłyszeli, nikt też nie zamierzał o to pytać. Czasy były takie, że im mniej się
wiedziało, tym spokojniej się spało.
- Jak więc zapewne się domyślacie, przyszliśmy tu, by wspólnie
ustalić, jak uchronić te przemiłe panie od strasznego losu. Powinniście dogadać
się z kapłanami i wziąć potajemny ślub, dzięki czemu być może udałoby się je
uratować.
- Nie będziecie nam rozkazywać! - uniósł się nagle Kan. Ren
spojrzał na niego nieco karcąco, ale nic nie powiedział. - Nawet jeśli
wzięlibyśmy ślub, trzeba by jeszcze natychmiast wyrobić nowe dokumenty. Nie da
się tego zrobić ot tak, nie teraz - mówił już ciszej, lecz bezsprzecznie wciąż buzowały
w nim emocje. Był, jak widać, bardzo impulsywnym człowiekiem. - Nie zamierzam
bez sensu się narażać. Czy wy macie pojęcie, w jakich cholernych czasach
żyjemy?!
- Serio? Będziecie myśleć o sobie, podczas gdy wasze narzeczone
są w niebezpieczeństwie? - niedowierzał Shin. - To wredne! Owszem, czasy są
ciężkie, ale to tylko dodatkowo sprawia, że my, Dameyczycy, powinniśmy sobie
pomagać!
- Nie wiecie wszystkiego - rzucił Yuki. - Kilka dni temu
naraziły życie, by odciągnąć armańskiego żołnierza od dziewczynki, którą
najpewniej zamierzał skatować tylko dlatego, że jakoś mu podpadła. Nie
rozumiecie? Tylko wy możecie im pomóc. To oczywiste, że nie będzie łatwo, ale
przecież wam pomożemy. Wykorzystamy nasze znajomości, by błyskawicznie
zorganizować nowe dokumenty dla was wszystkich. Nie zostaniecie z tym sami -
zapewnił, choć szczerze mówiąc... Czuł, że nie chciałby, aby Silya i Ilyari
trafiły pod pieczę tych dwóch. Kan był wybuchowym chłopakiem, a Ren... Ciężko
stwierdzić. W każdym razie żaden nie przypadł Yukiemu do gustu.
- Podpadły Armaninowi? To jawna głupota! - wykrzyknął znowu
Kan, czerwony na twarzy. Mina Rena wyrażała zaś coś w rodzaju zniesmaczenia i
pogardy.
- Wykazały się niesamowitą odwagą! - odparł Yu, coraz bardziej
zdenerwowany.
- Najstarsi z pewnością je za nią nagrodzą - rzekł spokojnym
tonem Ren. - My jednak nie możemy ryzykować. Proszę zrozumieć, nasza rodzina
znajduje się w nie najlepszym położeniu, nie możemy jej narażać.
Yu i Shin wiedzieli, że kłamie im w żywe oczy. Renowi i Kanowi
wiodło się całkiem dobrze i jeśli już mieliby zgadywać, to powiedzieliby nawet,
że idą za tym jakieś szemrane interesy, być może nawet związane w jakiś sposób
z Armanami.
- Wiecie, co się z nimi stanie, jeśli nie spróbujecie im
pomóc?! - wrzasnął Shin.
- Niezmiernie nam przykro. Naprawdę mieliśmy nadzieję, że
będzie to wyglądało inaczej... Ale skoro tak wygląda sytuacja, nie możemy...
- Pieprzenie! - Shin tracił już cierpliwość. - Czy wy macie
pojęcie, gdzie one mogą trafić?!
- Wiemy o tym aż za dobrze - odparł z chłodnym opanowaniem Ren.
- Niestety, tym bardziej nie możemy ryzykować.
- Co...?
- Och, błagam! Jeśli potajemnie byśmy się z nimi ożenili, a
potem one i tak wpadłyby w łapy Arman, my też bylibyśmy skończeni! - krzyczał
Kan, wznosząc oczy ku niebu.
- Wy czy wasza reputacja? - zakpił Shin. Po wyglądzie braci
uznał, że zdecydowanie to drugie.
- Wypełniamy tylko nakazy Najstarszych i próbujemy dbać o
bliskich - odrzekł Ren. - Jeśli taka jest wolna naszych bogów, nic nam do
tego... Musimy się podporządkować. Nasze byłe narzeczone oraz wy, panowie,
również...
- Znam nakazy Najstarszych i na pewno nie ma w nich czegoś
takiego jak skazywanie niewinnych dziewcząt na okrutny los tylko dlatego, że
samemu nie chce się w żaden sposób narażać! - odwarknął Shin. - Wola bogów, też
mi coś...
- Widzę, że jest pan niewierzący - westchnął Ren, rozkładając
ręce. - Nie mamy więc chyba o czym rozmawiać. Poganie nie będą w stanie nas
zrozumieć.
Wpatrywali się w niego z niedowierzaniem. Oni naprawdę byli
tacy głupi czy tylko udawali?
- Wy jesteście nienormalni - powiedział tylko Shin, patrząc na
nich w osłupieniu. - Jeśli zaraz... - zaczął, ale przerwał mu przyjaciel.
- Dość. Wychodzimy. Dziękujemy za rozmowę, panowie - rzucił Yu,
łapiąc Shina za rękaw i ciągnąc go w kierunku wyjścia.
- Ej, co ty robisz?! - pytał tamten. - Musimy ich jakoś
ogarnąć!
- Będą skończone, jeśli za nich wyjdą - zauważył Yuki,
zaciskając zęby, by samemu nie zacząć przeklinać, oraz pięści, bo miał
wrażenie, że jeszcze chwila, a uderzy któregoś z tych idiotów. - Ograniczeni
tchórze. Wierzą tylko na pokaz. Zdradziliby je przy pierwszej lepszej okazji.
Gdyby do nich wszystkich strzelano, ci dwaj zasłoniliby się własnymi żonami
jako żywymi tarczami.
Shin przyznał mu rację. Pospiesznie wyszli z budynku, w którym
w normalnej sytuacji zamieszkałyby niebawem Silya i Ilyari. Może tak miało być?
Na pewno żadna z nich nie odnalazłaby szczęścia u boku takich mężów. Z drugiej
strony, co je w takim razie czekało? Nie mieli wiele czasu do namysłu...
Wszystkie trzy dziewczęta sprzątały właśnie po przyrządzaniu na
obiad zupy, której jeszcze nie zjadły, bowiem czekały na chłopców, gdy ci
wrócili do mieszkania. Minaili natychmiast wyszła do przedpokoju, za nią zaś
nieśmiało wychynęły Sil i Iri.
Shin i Yuki wyglądali na poważnie zdenerwowanych. Powrót do
domu nie ostudził ich gniewu.
- Pieprzeni idioci! - warknął Shin w odpowiedzi na pytanie
żony, jak poszło. Ze złością zrzucił z nóg buty. - Nic z tego.
- Jak to? - spytała cicho. Jej zezłoszczony mąż żywo
gestykulując opisał wszystko, wciąż nie mogąc się uspokoić.
- I co teraz? - szepnęła do Ilyari Silya, przerażona tym, co
usłyszała. Naturalnie wyobrażała sobie, że wezmą potajemny ślub z tymi
młodzieńcami i powolutku jakoś przywykną do nowego życia. Jakaż głupia była...
Jeszcze nie pozbyła się naiwności? Po wczorajszym dniu powinna pożegnać się z
nią na zawsze, ale póki co wyszło na to, że nadal jest tą samą żałosną
marzycielką.
Iri w milczeniu wróciła do kuchni i zapaliła kuchenkę gazową,
by podgrzać zupę, którą zrobiły wraz z Minaili.
- Nie wiem - powiedziała po prostu po jakimś czasie. Nie była w
stanie racjonalnie myśleć ani skupić się na czymś konkretnym. Wszystko
przepływało gdzieś obok niej. Jakby nie istniała albo była tylko biernym
obserwatorem. Nie zaakceptowała śmierci pani matki i tego, że straciła niemalże
wszystko, co dobrze znała i w co wierzyła. Nie potrafiła. Nie chciała wierzyć w
to, co się stało. Pragnęła zasnąć, a po przebudzeniu z ulgą zorientować się, że
wszystko było tylko sennym koszmarem...
- Chyba żartujesz! - usłyszały nagle oburzony głos Yukiego.
Wcześniej tamtych troje cicho rozmawiało w przedpokoju.
- A widzisz jakieś inne wyjście? - mruknął Shin.
- Na bogów, nie teraz! - uspokajała ich Minaili. - Porozmawiamy
później, teraz chodźcie na obiad - zarządziła. Sil i Iri zauważyły, że Minie
chyba się nie odmawia, bo obaj chłopcy od razu grzecznie przyszli za nią do
kuchni i zajęli miejsca przy stole. Ledwo zmieścili się wszyscy pięcioro,
trzeba było donieść z przedpokoju taboret, ostatecznie jednak każdy jakoś się
usadowił i zaczął jeść. Shin z jakiegoś powodu co rusz wzdychał, Minaili chyba
nad czymś się zastanawiała, Yuki wyglądał na niezadowolonego i zestresowanego.
Silya powoli jadła swoją porcję zupy warzywnej, zatopiona w myślach na temat Rena
i Kana. Jak mogli tak je potraktować? Zupełnie się nimi nie przejmowali? Z
drugiej strony, co im się dziwić... Przez nie mogli znaleźć się w
niebezpieczeństwie. Czysto teoretycznie mogliby nawet przez nie zginąć, choć to
już najczarniejszy scenariusz. W każdym razie ich obawy były uzasadnione, lecz
mimo wszystko... Było jej okropnie przykro. Następne marzenie runęło niczym domek
z kart.
Ilyari po raz kolejny ledwo przełykała posiłek. W końcu
zorientowała się, że wszyscy skończyli już jeść, ona zaś zjadła ledwie połowę
swojej porcji. Zrezygnowana podziękowała cicho, uznając, że nic więcej nie
przejdzie jej przez gardło. Poczuła na sobie spojrzenie, więc uniosła wzrok i
napotkała znajome już oczy. Yuki spoglądał na nią i na Silyę, wyraźnie czymś
się martwiąc. Czyżby obchodził go ich los? Jeśli tak, to niby z jakiego powodu?
Nie, pewnie coś sobie ubzdurała... Przecież byli sobie zupełnie obcy.
Będąc przyłapanym, uśmiechnął się przepraszająco i przeniósł
spojrzenie gdzieś w bok.
Przeszło jej przez myśl, że chłopak ma naprawdę ładne oczy.
Orzechowe. Inteligentne. Ale też pełne jakiegoś smutku czy czegoś podobnego...
Żalu? Niepewności? Nie wiedziała. Zauważywszy jednak, że myśli o takich
nieważnych sprawach, skarciła się w duchu. Zaraz jednak coś innego zbombardowało
jej umysł. Przecież ona i Sil nawet nie podziękowały tym młodzieńcom! Och, cóż
za brak wychowania... Pani matka byłaby okropnie zawiedziona.
Na myśl o Miirze do oczu Ilyari napłynęły łzy, jednak pozbyła
się ich szybko. Nikt nie mógł ich zauważyć. Na szczęście trudno byłoby je
dojrzeć, bo uparcie trzymała opuszczoną głowę, wpatrywała się w talerz z
niedokończoną zupą i skryła się za wachlarzem długich, czarnych rzęs.
Ogarnęła się trochę, wstała, skrzyżowała ręce, dotknęła dłońmi
ramion i skłoniła głowę.
- Dziękujemy panom za ratunek - powiedziała cicho. W jej głosie
co prawda nie słychać było jakiejś szczególnej wdzięczności, ulgi, szczęścia
czy czegokolwiek w tym rodzaju, lecz było to zdanie wypowiedziane szczerze i to
musiało wystarczyć.
Silya natychmiast też się podniosła i zrobiła to samo.
- Cała przyjemność po naszej stronie! - Shin wyszczerzył zęby.
- Ale hej, bez tych „panów”, przez to czuję się staro - zaśmiał się. - Mina
zdążyła już wspomnieć, że przeszła z paniami na ty, myślę, że my też
powinniśmy, co, Yu? - zawrócił się do przyjaciela.
- Jeśli nie będzie to paniom przeszkadzało - rzekł. Właściwie
dziwnie się czuł, zwracając się do młodszej o niemal pięć lat kuzynki per
„pani”.
- Nie przeszkadza - zapewniła z uśmiechem Silya. - Prawda, Iri?
- Uhm - wymruczała tylko. Szczerze mówiąc, nie miała ochoty
spoufalać się z tymi ludźmi. Nie byli niemili ani nic w tym rodzaju, wręcz
przeciwnie, ale mimo tego czuła jakiś dziwny niepokój. Nie wiedziała, czy to
coś w zachowaniu którejś z tych osób wprawiało ją w taki nastrój, czy raczej
była stale zestresowana przez to, co wydarzyło się dzień wcześniej. Jak by
jednak nie było, bardzo ją to irytowało. Nie znosiła niepewności i zmian, a
teraz tylko to ją otaczało - to i strach rządziły od wczoraj jej życiem. Gdyby
nie troska o dobro Silyi, uciekłaby albo zrobiła jakąś inną głupotę, choćby
tylko po to, by udowodnić, że ma jakąkolwiek kontrolę nad swoim żałosnym
życiem. Jednak póki co musiała myśleć przede wszystkim o przybranej siostrze.
- Wybaczcie, że ośmielam się zapytać, ale co robiliście trzy
dni temu? - zapytała chłodno, z powrotem siadając na drewnianym krześle.
Chciała wreszcie wysłuchać, co mają na swoją obronę. - Nie chcę być niemiła,
ale wygląda na to, że nas śledziliście.
Czy jej się wydawało, czy Minaili i Shin jakby z wyczekiwaniem
albo niemym pytaniem spojrzeli na Yukiego?
Przez chwilę milczał, patrząc na stół, ale potem podniósł wzrok
i utkwił go w zielonobrązowych oczach Ilyari.
- Mieliśmy w Dzielnicy Północnej coś do załatwienia -
powiedział bez zająknięcia. Nie lubił kłamać, ale jeśli musiał, robił to dość
przekonująco. - Chodzi o... sprawy podziemne. - Znacząco zerkał to na jedną, to
na drugą, by upewnić się, czy wiedzą, o czym mówi. Skinęły głową. Miał na myśli
ruch oporu. - Mieliśmy jeszcze nieco czasu, więc zajrzeliśmy na chwilę do
kawiarni, by się czegoś napić.
- Och, do „Kawiarni Malki”? - zapytała Silya. - To kawiarenka
mieszcząca się naprzeciwko terenu Północnej Świątyni Najstarszych - dodała.
- Tak, chyba tak się nazywała - przytaknął Yu. - Potem
przeglądaliśmy gazety. Usłyszałem jakieś rozmowy, więc zerknąłem w stronę bramy
świątynnej. Stałyście tam obie, a oprócz was jeszcze kilka innych dziewcząt.
- Tak, tak, Paleo, Goi i Kamma - potwierdziła Sil.
Ilyari znów złapała spojrzenie tych orzechowych oczu chłopaka.
Niby wszystko się zgadzało. Subtelnie dawał znać, że to właśnie wtedy spotkali
się wzrokiem. Nie wiedziała, czemu nie zaznaczył tego w swoich tłumaczeniach,
ale cieszyła się, że to zrobił. Czułaby się zażenowana, gdyby było inaczej,
choć nie miała zielonego pojęcia dlaczego.
- Kupiliśmy po gazecie i ruszyliśmy w swoją stronę -
kontynuował Yuki. - Przypadek sprawił, że szłyście w tym samym kierunku. W
którymś momencie zaczepiła nas jakaś pani. Rozmawialiśmy z nią parę minut, a
potem ruszyliśmy w dalszą drogę. Tam zobaczyliśmy, jak stawiacie się
Armaninowi. A przynajmniej kończycie, bo zaraz odszedł. Wtedy się spotkaliśmy.
Nie chcieliśmy puszczać was do domu samych, w razie gdyby tamtemu Armaninowi
strzeliło coś do głowy.
- Dziękujemy. - Silya uśmiechnęła się. Bez oporów przyjęła
każde jego słowo, co dodatkowo go dobiło. Naprawdę nie chciał okłamywać
kuzynki, ale...
Przelotnie zerknął na Ilyari. Milczała, a jej wyraz twarzy nie
zdradzał niczego konkretnego.
- A wczoraj? - spytała po chwili, nie patrząc na niego. Nie
chciała znów wpaść w pułapkę jego wzroku.
- Mina dowiedziała się o tym, że wychodzicie za mąż. My z kolei
usłyszeliśmy od przełożonych, że Armanie planują przeszkodzić w ceremonii. Jak
się domyślacie, na pewno urządzą tam dramat. Zapamiętaliśmy wasze imiona i
kamienicę, w której mieszkałyście, dlatego gdy się tego wszystkiego
dowiedzieliśmy, postanowiliśmy was ostrzec. Nie spodziewaliśmy się, że
zastaniemy was w takiej sytuacji. Zobaczyliśmy, że Armanin sprzed paru dni chce
was zaciągnąć do samochodu, więc ruszyliśmy do akcji, ot, tyle. Działaliśmy
spontanicznie. Przykro mi, że nie zdołaliśmy ocalić również tamtych kobiet.
Silya skinęła głową i wyjaśniła, że jedna z nich to ich pani
matka, a druga - jej przyjaciółka. Opowiedziała naprędce to, co wcześniej
Minaili. Ilyari nie odezwała się nawet słowem, przetrawiając wszystkie fakty.
Nadal miała wrażenie, że coś jest nie tak, ale najprawdopodobniej tylko to
sobie wmawiała. Przez jakiś czas pewnie będzie taka skołowana i wszędzie
węszyła podstęp. Straciła poczucie względnego bezpieczeństwa i raczej nieprędko
je odzyska.
- Jak znaleźliście Rena i Kana? - zapytała po jakimś czasie,
gdy Sil i reszta już się uciszyli.
- Ich imiona również Mina zapamiętała. Poprosiliśmy znajomego,
by pomógł nam wydobyć ich adres z Wielkiego Urzędu - wyjaśnił Yuki, a Shin
potwierdził to skinieniem głowy.
- Jejku, ale co z Paleo, Goi i Kammą?! - przeraziła się nagle
Silya. Serce zabiło jej mocno. - Przecież one nic nie wiedzą o planach Arman!
Musimy je ostrzec!
Shin i Yu spojrzeli po sobie.
- Zajmiemy się tym - obiecali.
- W tej chwili najważniejsze jest, by zapewnić wam
bezpieczeństwo - zauważyła ze zmarszczonym z powodu troski czołem Minaili.
Iri na moment przegryzła wargę.
- Przepraszamy. Niepotrzebnie was narażamy... - zaczęła, ale
natychmiast jej przerwano.
- Hej, nie wolno wam tak mówić! - zawołał Shin, karcąco kiwając
palcem. - Mamy ciężkie czasy, trzeba sobie pomagać. Sęk jedynie w tym, że nie
możecie tu zostać zbyt długo, bo to niebezpieczne. Rewizje i te rzeczy... No i
jest jeszcze jedna sprawa. Nasi przełożeni zostali poinformowani przez naszych
szpiegów, że Armanie zamierzają rozhasać się na całego...
- Co masz na myśli? - zapytała przestraszona Silya.
Zakłopotał się trochę. Nie bardzo wiedział, jak im to
przekazać.
- Wiecie coś o armańskiej religii? A przede wszystkim o ich
zwyczajach? - spytał wreszcie.
- Niewiele - przyznały. Uczyły się w szkółce przyświątynnej, a
tam skupiano się raczej na Najstarszych. Sil zaś, kiedy jeszcze mieszkała z
rodzicami, była uczona przez nich samych. Obie wiedziały niewiele poza tym, że
poza Armanem bogowie jego obywateli uznawani byli za wyjątkowo okrutnych.
- Ogółem są nienormalni. Mają jakieś pokręcone zasady, które
mówią, że... Hm. No wiecie. Że każda dziewczynka, która... eee... zakwitnie,
musi zostać wysłana do przybytków, które na dameyski tłumaczy się jako Wielkie
Domy Rozkoszy.
- To brzmi jak domy publiczne - szepnęła Silya, przełykając
ślinę. Iri skrzywiła się.
- Taak... Tym w sumie są. Mniej więcej - przyznał nerwowo Shin.
- Jak można wysyłać w takie miejsce małe dziewczynki? -
zdenerwowała się Ilyari.
- Nie wiem, naprawdę. Jak już mówiłem, Armanie są porąbani.
Tłumaczą się jakimiś boskimi nakazami i innymi takimi, ale jak dla mnie, są po
prostu zboczeni.
- Shin... - Mina subtelnie spróbowała przywrócić go do
porządku.
- Przepraszam - mruknął. - W każdym razie w Armanie funkcjonuje
to bez zarzutu. No i dobra, u siebie niech sobie robią, co chcą, ale problem w
tym, że zamierzają powoli wprowadzać swoje barbarzyńskie prawa tutaj oraz w
Marrymocie.
Zbladły obie. Silya wpatrywała się w niego z otwartymi lekko
ustami, a Ilyari wreszcie podniosła wzrok znad stołu. Minaili ze smutkiem
patrzyła na te dwie istotki, żałując, że nie może im pomóc tak, jak by chciała.
Yuki dyskretnie zaciskał pod stołem pięści.
- Zamierzają zacząć od łapanek niezamężnych kobiet. Oczywiście
trochę to potrwa, zanim armańskie tradycje się u nas przyjmą, niemniej jednak
sprawa z małżeństwami ma teraz wyglądać inaczej. Podobno każda dziewczyna,
która już zakwitła, musi przejść przez pracę w domu publicznym. Żoną zostanie w
momencie, w którym... no... hm... będzie w ciąży. Ojciec dziecka zostaje mężem
tej dziewczyny i dopiero wtedy tych dwoje może żyć normalnie.
- Żartujesz...? - powiedziała cicho Sil, biała już jak ściana.
Twarz Ilyari wykrzywiło obrzydzenie.
- I to właśnie nas czeka, jak już nas złapią? - szepnęła. -
Armański burdel? - Słowo to ledwo przeszło jej przez gardło, nigdy nie używała
takich określeń, teraz jednak nic innego nie pasowało jej na określenie czegoś
takiego.
- Dlatego nie chcemy dopuścić, by was złapali - rzekł szybko
Shin. - Sęk w tym, że jak zaczną się te łapanki, to ciężko będzie was tu
chować. Armanie mają dostęp do wszystkich urzędów i obawiamy się, że będzie to
wyglądało tak, że przekopią dokumenty i przypuszczą atak na wszystkie
mieszkania, w których znajdą kobiety powyżej, nie wiem, czternastego czy
piętnastego roku życia. Jak by jednak nie było, prędzej czy później zawitają
pewnie w każdym mieszkaniu, bo na pewno jak zaczną się łapanki, wiele osób
pochowa córki tu i ówdzie, więc ci się wkurzą i zaczną przeczesywać, co się da.
W końcu was znajdą. Dlatego trzeba coś wymyślić.
Silya powstrzymywała łzy, Ilyari zacisnęła zęby. Co mają
zrobić? Sytuacja co rusz się pogarszała, mimo że wydawało im się, że gorzej już
być nie może. Czy powinny stąd uciec, postarać się dostać na wieś albo nawet za
granicę? Realnie sprawę oceniając, od razu dochodziło się do wniosku, że to im
się nie uda. Za nic jednak nie chciały wpaść w ręce Arman, którzy jawili im się
jako największe zło tego świata. Zło, które podbijało niepodległe państwa, ciemiężyło
niewinnych, zabijało bliskich, wywoziło całe rodziny nie wiadomo dokąd...
Nagle obie przypomniały sobie uśmiech Armanina, któremu
podpadły trzy dni temu. Uśmiechał się triumfalnie i diabelsko, gdy spoglądał na
ich tożsamościówki. Wcześniej nie wiedziały, co go tak ucieszyło, ale teraz...
Teraz już wiedziały. Zorientowały się, że to reakcja na ich stan cywilny.
Zwyczajnie ucieszył się, że są pannami i niebawem trafią do jakiegoś Wielkiego
Domu Rozkoszy, czy jak to się tam zwało, i jego rodacy będą mogli zrobić z
nimi, co im się tylko spodoba.
Serca niemal im stanęły, gdy to sobie uświadomiły. Ilyari dalej
nad tym myślała, ale Silya chwilę później zdała sobie sprawę z czegoś jeszcze.
- Tożsamościówka... - szepnęła i nikomu niczego nie
wyjaśniając, odeszła od stołu, by prędko przejść do pokoiku gościnnego i dopaść
do swojej torebeczki.
Tego się obawiała. Nie miała dokumentów! Kiedy wczoraj ten
armański żołnierz wcisnął jej z powrotem do ręki tożsamościówkę, nie włożyła
jej do torebki, lecz trzymała w dłoni bądź rzuciła do koszyka z warzywami...
który potem upuściła, gdy zaczęło się robić gorąco.
Zaczęła spazmatycznie oddychać. Gdyby teraz wpadła na
jakiegokolwiek Armanina, nie mogłaby mu pokazać dokumentów, a to równało się
wyrokowi więzienia lub śmierci. Jedna z żelaznych zasad Arman mówiła, że każdy
obywatel zawsze, ale to zawsze musi mieć przy sobie aktualne dokumenty.
Straciwszy dowód tożsamości, straciła szansę na jakąkolwiek obronę. Brak tego
jednego papierka mógł zaowocować stratą wolności lub życia.
- Co się stało? - zapytała Ilyari, wchodząc do pomieszczenia i
z niepokojem patrząc na przybraną siostrę.
- Nie mam tożsamościówki. Musiała zostać... tam - szepnęła.
- O bogowie...
Iri podeszła do przyjaciółki i przytuliła ją. Na bogów, jak tak
dalej pójdzie, to obie zginą, zanim się obejrzą!
Przez kilka minut Ilyari pocieszała Silyę, przytulając ją i
głaszcząc po głowie niczym małe dziecko. Jednocześnie zastanawiała się, co z
tym fantem zrobić. W końcu uznała, że nie ma innego wyjścia, jak poprosić ich
dobrodziejów o kolejną przysługę. Skoro mają tyle znajomości, może uda im się
zorganizować dla Silyi nowy dowód tożsamości...
Kiedy ich o to poprosiła, od razu się zgodzili. Widać było, że
okropnie się zmartwili, ale zamiast się zezłościć czy cokolwiek w tym rodzaju,
po prostu ofiarowali pomoc. Iri pomyślała wówczas, że jest okropna, wciąż ich o
coś podejrzewając. Jak mogła? Tyle dla nich zrobili i nie chcieli niczego w
zamian... No, i tak nie miałyby co im dać, ale mimo wszystko...
- Hm, tylko trzeba zorganizować twoje zdjęcie - zauważył w
którymś momencie Shin.
- Zdjęcie jest - odparła Ilyari. W portmonetce zawsze nosiła fotografie
Silyi i pani matki.
- No widzicie, żaden problem! - Shin posłał im rozbrajająco czarujący
uśmiech.
Gromada rozdzieliła się na jakiś czas, jako że Yu wrócił na
chwilę do siebie, by coś załatwić, Minaili miała coś do uszycia, a Shin musiał
przygotować lekcję na jutro. Iri i Sil posprzątały w kuchni, a następnie
przeszły do pokoiku gościnnego.
Wczesnym wieczorem Mina i Shin poprosili o zdjęcie i dane
Silyi, by przekazać je znajomemu, który mógłby wyrobić jej nową tożsamościówkę.
Sil jednak zasnęła, wymęczona nieprzespaną nocą i wszelkimi zmartwieniami, więc
to Ilyari wszystkim się zajęła. Małżeństwo wyszło i Iri nareszcie mogła przez
chwilę pobyć sama.
By nie zbudzić Silyi, stała w kuchni, opierając się o blat.
Niech śpi. Miała nadzieję, że nie przyśnią się jej żadne koszmary. Pragnęła dla
niej wszystkiego, co najlepsze, oby zyskała trochę szczęścia... Lecz w jaki
sposób miałoby do tego dojść, skoro obie znajdują się na krawędzi? Ich życie
albo przynajmniej cnota i duma wisiały na włosku. Czy tamtym trojgu uda się
wymyślić coś, co uchroniłoby je przed strasznym losem? Momentami żałowała, że
nie zdążyły w spokoju wyjść za mąż, wówczas jednak przypominała sobie, jak
zachowali się Kan i Ren i dochodziła do wniosku, że nie wytrzymałyby z nimi.
Ren gadał jak dewota, a Kan okazał się okropnym cholerykiem. Ona i Silya nie
dogadałyby się z żadnym z nich.
Od czasu do czasu w myślach modliła się do Najstarszych,
błagając ich o zbawienie dla pani matki oraz pani Karii oraz o to, by wraz z
Silyą jakoś wyszły na prostą. Co do tej pierwszej sprawy, wierzyła, że obie
kobiety dostąpiły już zaszczytu trafienia na Ocean Łaski, ale co do drugiej...
Obawiała się, że bogowie mogą nie zechcieć wysłuchać jej pokornych próśb.
Jej wzrok padł na stół, a konkretniej na portmonetkę, którą
musiała tu zostawić, gdy wyciągała zdjęcie Silyi. Mogła to zrobić w pokoju, ale
z jakiegoś powodu - nie pamiętała jakiego - wzięła ze sobą całą sakieweczkę.
Pewnie tak było szybciej i wygodniej.
Sięgnęła po nią i otworzyła ją. Drżącymi palcami wyjęła jedyną
już fotografię. Portmonetkę odłożyła z powrotem na stół, a sama ponownie oparła
się o kuchenny blat.
Pani matka wyglądała jak żywa. Szczupła twarz, włosy upięte w
ciasny kok, bystre oczy, zacięty wyraz twarzy. Jej pani matka... Jej matka.
Jedyna, jaką znała i pamiętała...
Zaczęła się trząść, a do oczu napłynęły jej łzy. Serce kłuło
okropnie, jakby za wszelką cenę chciało ukarać ją za to, że żyje, choć to jej
należała się śmierć. To ona głupio postawiła się jednemu z okupantów, nie pani
matka. Dlaczego więc to ona zginęła? A pani Karia? Co popchnęło ją do tego, by
wraz z Miirą rzucić się na Arman?
Niczego już nie rozumiała.
- Dlaczego mnie zostawiłaś? - szepnęła z trudem, nie mogąc
oderwać wzroku od fotografii. - Co ja mam teraz zrobić? Jak mam chronić Silyę?
Nie wytrzymała już, jej ciałem wstrząsnął szloch. Osunęła się
na kucki i objęła ramionami nogi, chowając głowę w kolanach. Nie mogła tego
znieść. Wszystko się posypało. Wszyściuteńko. Całe życie, które znała i w które
wierzyła, wszystko to było już przeszłością, która nigdy nie wróci. Nigdy już
nie przekroczy progu mieszkania, w którym spędziła niemal siedemnaście lat
swego życia. Nigdy nie przywita pani matki w domu. W niczym jej nie pomoże. Nie
porozmawia z nią. Nie poda jej kapelusza. Nie zdejmie jej marynarki. Nigdy się
z nią nie pomodli. Nigdy nie pójdzie z nią na zakupy. Nigdy już jej nie
przytuli i nie podziękuje jej za wszystko, co dla niej zrobiła...
Zaczęła tracić oddech. Próbowała tłumić płacz, ale to tylko
pogorszyło sprawę i w rezultacie znalazła się w takim stanie, że za nic nie
mogła się już uspokoić.
Nie usłyszała, że ktoś wchodzi do mieszkania, a potem
zaniepokojony przechodzi do kuchni. Nie zorientowała się też, że ten sam ktoś
jest tuż przy niej, póki nie położył jej dłoni na ramieniu. Przestraszyła się i
gwałtownie uniosła głowę. Jej zapłakana twarz była cała czerwona. Z powodu łez
nie od razu skontaktowała, kto przyszedł.
- Co się stało? - szepnął automatycznie Yuki, przestraszony
widokiem, jaki przedstawiała Ilyari. Wydawała się tak mała, zagubiona,
przerażona i zrozpaczona! Serce krajało mu się na ten widok.
- Ja... Ona już nigdy...
Nie była w stanie wykrztusić całego zdania. Yu ujął jej rękę i
poczuł, że ta coś w niej trzyma. Delikatnie wyjął z niej lekko zmięte zdjęcie
kobiety, którą wczoraj zamordowano.
- Cii... Wiem - powiedział cicho. - Ale one obie są już
bezpieczne i szczęśliwe - zapewnił pocieszającym tonem, nieśmiało przytulając
rozdygotane dziewczę. Wyglądała teraz na nie więcej niż piętnaście lat.
Nie zaprotestowała w żaden sposób, więc objął ją nieco mocniej.
Wczepiła palce w jego koszulę i szlochała dalej, nadal nie mogąc się opanować.
Wolną ręką głaskał ją po aksamitnych włosach. O bogowie, była taka mała i
bezbronna... Przeraził się, gdy zdał sobie sprawę z tego, że chciałby ją tak
trzymać do końca świata i jeszcze dłużej. Nie mógł też wyobrazić sobie, by inny
mężczyzna mógł ją tknąć choćby palcem.
Nie wiedział, jak to zrobi, ale musi ją chronić, na ile tylko
może. W tej chwili nie myślał o krzywdach, jakie spotkały jego i jego rodzinę
ani o okrutnym Fremdzie Resweldzie, który zburzył ład jego życia. Teraz były
tylko one. Jego kuzynka i jej „siostra”, która niespodziewanie zawładnęła jego
sercem.
Dobra w związku z tym że zbliża się 18 dzień miesiąca pora naskrobać parę zdań odnośnie rozdziału VI. Mam nadzieje że poprawi ci nastrój i w ogóle ^ ^”
OdpowiedzUsuńNo to mamy pobudkę w nowym świecie… Wiesz co tak sobie myślę i dochodzę do wniosku że właśnie obudzić się po czymś takim jest najtrudniejsze… Wiesz wstajesz rano i uświadamiasz sobie że wszystko naokoło toczy się dokładnie tak samo mimo iż twoje życie runęło w gruzach, że już nigdy nie będzie tak jak poprzedniego dnia, że choć sobie tego nie wyobrażasz musisz wstać bo czas i twoje życie nie stanęło w miejscu… Masakra… No ale wracając do akcji NK… Kolejna cech dzięki której czuje że Silya to moja bohaterka! W takiej sytuacji tak jak i ona spałabym pewnie z godzinę i cały czas myślałbym o tym co widziałam… Noc to najlepszy na to czas ^ ^ Jejku naprawdę to słodkie i kochane ze strony Iri że traktuję Sil jak młodszą siostrę mimo iż ta przecież jest ledwie pół rok młodsza! Choć w sumie nie dziwota ^ ^” Silya naprawdę jest taka dziecinna i w sumie faktycznie wygląda to tak jakby mniej znała świat od swojej siostry ^ ^” Ech to pewnie przez to że była rozpieszczana przez rodziców… W każdym bądź razie naprawdę to kochane i świadczy o dobroci i troskliwości Ilyari.
W ogóle nie dziwie się dziewczyną że bały się Miny, Yu i Shinak i nie wiedziały komu ufać a komu nie… Masakra jakaś… Ech jasne dziewczyny Ren i Kan wam pomorzę… Właściwie to ciekawa jestem jakby to wyglądało gdyby dziewczyną udało się do nich dotrzeć… Wiesz czy wyrzucili by je na ulicę czy co… Btw szok Ilyari chce do nich iść! Xd No ale nie ważne najważniejsze że naszymi bohaterkami zajęła się Minaili <3 Matko jako ona kochana <3 Masakra to jedna z najbardziej kochanych a zarazem prawdziwych postaci ever Q.Q No to teraz dziewczyny przynajmniej dowiedziały się na czym stoją… Znaczy nie do końca ale coś tam już wiedzą i nie można obwiniać Miny za to że trochę nagięła prawdę dla przyjaciela ^ ^” Niach nasi bohaterowie z ruchu oporu <3 Ilekroć o tym myślę widzę chłopców z „Czasu Honoru” i z „Kamieni na Szaniec” i ogólnie nasze AK <3
Ech ilekroć czytam jak Iri reaguję na wspomnienie Pani matki serce mi się kraję… Kurczę mam to przed oczami (jak chyba wszystko) Q.Q Ech serce mi krwawi i rozpada na tysiące kawałeczków T.T Masakra nie wiem co ja bym zrobiła mając świadomość że ktoś tak mi bliski prawdopodobnie nie dostąpi odpowiedniego pochówku ;( Masakra jakaś noooo T.T No ale tyle że Silya (o dziwo! ) ma trzeźwy umysł i tłumaczy Ilyari że już zapóźno… No i Minaili też wykazała się taktem i pocieszyła dziewczęta… Niach OCEAN SPRAWIEDLIWOŚCI Damejskie niebo <3 Naprawdę to świetne jak kreujesz świat NK <3 Mina i reszta już mieli wszystko poukładane o dziewczynach a tu mi im niespodziankę zrobiłyśmy Xd Nooo nieźle nieźle Xp Właściwie tak zastanawiam się co Yu wiedział o Sil, jej rodzicach i o całej sytuacji z przeszłości… Cóż czekam na wyjaśnienia :p W ogóle naprawdę słodko opisujesz jak widać to przywiązanie dziewczyn <3 Q.Q Nooo i proszę dziewczyny dowiedziały się że ich ślubu nie będzie ^ ^ Taaaa potajemny ślub marzenie ściętej głowy ^ ^
UsuńNooo i mamy akcję „narzeczony poszukiwany od zaraz” ! Sorki musiałam Xd
Hahahaha rikasza <3 Nie nooo nie wiem czemu ale jakoś strasznie mi się podoba Xd Wiem nienormalna jestem ale fajna ona jest Xd W sumie przejechałabym się czymś takim :D No i mamy naszych niedoszłych narzeczonych… Pfff… Na początku Kan taki miły do chłopaków a później żal… Nie no cała ta scenka jest żenująca… Ren i Kan są beznadziejni… To takie karykatury dziewczyn… Kan zbyt nadpobudliwy i ewidentnie jest zbytnim cholerykiem a Ren niby na pierwszy rzut oka wierzący i całkiem w porządku nie wacha się poświęcić innych w imię swojego dobra… Bo te gadki o pobożności toż zwykłe mydlenie oczu i zasłona dymna :/ Gdyby dziewczyny za nich wyszły skończyłoby się pewnie tak że Kan krzyczałby na każdym kroku na Silye a ta albo by ryczała albo by się na niego darła i fochała ( w zależności od jej nastroju) a Ilyari pogardzałaby obłudnym mężem który jest dewotą i cholernym tchórzem. No i pewnie obie by się broniły a ich mężulkowie pewnie uznaliby że mają się nie wtrącać w małżeństwo tej drugiej >.< Właściwie to ciekawa jestem jakby to było gdyby jednak wyszły za nich… Może kiedyś zachce ci się napisać alternatywę Xd No ale wracając do fabuły… Naprawdę te teksy tych idiotów do szału mogą człowieka doprowadzić >.< Jedna wielka masakra… Kurde jak oni się zachowali słysząc że dziewczyny podpadły Armanom ratując dziecko! D: Nie nooo weź byłam w szoku gdy to przeczytałam… Taaaa i już byłe narzeczone… pfff kretyni >.< W ogóle w szoku byłam że Shin aż tak się wkurzył o.o Nooo cóż on zawszę robi potem myśli Xd No ale jak zawszę mamy naszą oazę spokoju Yuuu <3 I słusznie chłopak myśli że Kan i Ren to beznadziejny materiał na męża! Co je czeka…? Płacz i zgrzytanie zębów ^ ^ Btw nie zdziwiłabym się jakby oni jakoś współpracowali z Armanami…
Ech Shin jeszcze się nie uspokoił ^ ^” Nie nooo naprawdę też strasznie byłoby mi przykro gdyby ktoś tak mnie potraktował… Ech… I kolejne marzenia Sil prysnęły jak bańka mydlana T^T W ogóle ta scena gdzie dziewczyny są w kuchni a chłopcy coś tam powiedzieli jest tak przykra… W sennie wiesz one niczego nieświadome a tam się ich losy rozstrzygają T^T W ogóle to „Nie wiem” Iri jest takie przykre… Czuć w nim taką desperację, takie zagubię takie nooo załamanie… Mam nadzieje że wiesz o co mi chodzi ^ ^” Haaa Mina rządzi a co! :D Kobita musi czasami ogarnąć tych facetów nie? Xp
W ogóle Silya wiecznie zapomina o dobrych manierach Xd A to zapomni o podziękowaniach a to o pokłonie a to o nazwaniu kogoś per Pan Xd Oj dziecko, dziecko xD Nie noooo Yuuu zaparzony w dziewczyny i to porozumienie między Iri i Yu! Q.Q W sensie że on dał jej do zrozumienia kiedy napotkali się wzrokiem Q.Q Rany jakie to piękne nooo ;( Ech i mój kuzynek głupolek nie zamierza zdradzić prawdy kuzyneczce ^ ^” Ech chłopie, chłopie ^ ^”
UsuńNo i prawda o Armanach wychodzi na jaw… Kurczę nooo naprawdę nie ogarniam tego jak można tak postępować z małymi dziewczynkami D: Choć jak obie stwierdziłyśmy taka kultura i takie wychowanie… Kojarzy mi się to chociażby z kobietami w muzułmańskich krajach które uważają że nie mają prawa do tego czy tamtego i wcale nad tym nie ubolewają bo tak je wychowano czy tymi z dawnych czasów… Znaczy pewnie nie wszystkie ale sama rozumiesz o co mi chodzi nie ^ ^”Nie no naprawdę nie jestem w stanie sobie wyobrazić co bym czuła gdyby uraczono mnie taką informacją jaką uraczył dziewczyny Shin… Serio wyobrażasz sobie coś takiego? I jeszcze to że dopiero wówczas obie uświadomiły sobie czemu ten chamski Armanin tak bardzo się cieszył widzą ich dowody i co by się z nimi stało gdyby nie Yu i Shin D: Nie nooo straszne… A tak na marginesie Shin był taki rozkoszny i zabawny tłumacząc w ten taki nieporadny sposób sytuację dziewczyn Xd Nieeee no ja mam go przed ślepiami z tą zakłopotaną minką i ten jego zażenowany głos i te nieporadne wyjaśnienia <3 Masakra kocham gościa <3 <3 <3
Noooo to mamy mały problem nasza głupiutka Sil zgubiła dowód ^ ^” Jak mniemam jeszcze będą z tego problemy ^ ^ Cóż ale na ratunek przybywają nasi wybawcy <3 <3 <3 Ech co one by bez nich zrobiły ^ ^”
Jejku następna scena jest taaaak uroczo-bolesna że się tak wyrażę Q.Q Nie noooo ty tak cudownie opisałaś że ja nie mogę ;( Ja to mam przed oczami kurna nooo! ;( Ilyari w tej scenie jest taka bezbronna, taka ludzka taka… nooo sama nie wiem… Kurczę uwielbiam tą scenę tyle w niej emocji, tyle prawdy i w ogóle wszystkiego! „- Dlaczego mnie zostawiłaś? - szepnęła z trudem, nie mogąc oderwać wzroku od fotografii. - Co ja mam teraz zrobić? Jak mam chronić Silyę?” <- nooż już tylko tym to mnie do płaczu doprowadzasz! Z jednej strony to takie piękne że Iri tak się martwi o Sil ale jest mi jej taaaaak strasznie żal że nie wiem cooo T.T Ach i wchodzi Yu niczym książę na białym konie (tudzież białej rikszy… Nooo sorki musiałam xD) i pociesza swoją księżniczkę <3 Nooooż to jest cuuuuudne! Jejku, jejku naprawdę nie wiem jak mam opisać tą scenę tak by nie wyjść na idiotkę ^ ^” Po prostu targają mną tak najróżniejsze emocje że ja nie mogę ^ ^” Kocham, kocham jak ty to opisujesz naprawdę Q.Q I to zakończenie!!!! Noż po prostu cudne, pięknie i nie wiem co jeszcze!!! Nooo i po raz pierwszy padło imię naszego Fremda ^ ^
Dobra mam nadzieje że ogarniesz mój komentarzyk ^ ^” Wiesz że jak ja jestem pod wpływem emocji średnio potrafię się wysłowić ^ ^” Podsumowując rozdział cudniutki i tyle w nim emocji Q.Q Naprawdę dziękuję że tak cudownie to opisujesz że dałaś mi tak cudnego kuzynka i ogólnie za wszystko Q.Q
Buziaki!
Sil
Czy tylko ja uważam, że najlepszym sposobem na uratowanie Iri od domu rozpusty jest poslubienie jej przez Yu? Z Silya nie przejdzie wiadomo (i dobrze bo to by było chore trochę ) xD oczywiście silyi też można jakiegoś męża znaleźć! Gdyby shin ni miał żony... chociaż on mi w sumie pasuje tylko to miny xD pisze ten komentarz tylko by wyrazić myśl.xD do najnowszegonpostu się rozpisze! :D
OdpowiedzUsuńNa tym etapie Armanie nie dopuszczają już do żadnych ślubów. :(
Usuń